To już trzeci weekend z rzędu, kiedy udało mi się wybrać w okolice Jesenika. Tym razem zaatakowaliśmy Šerák w paśmie Wysokiego Jesenika. Miało być coś innego, ale okazało się, że w wyniku robót drogowych musielibyśmy zrobić spory objazd. Prognoza pogody wskazywała na to, że około godziny 14 może zacząć padać deszcz, więc zależało nam na czasie, dlatego po krótkiej wymianie pomysłów padło właśnie na tę górę. Kiedy ruszyliśmy na szlak było 20°C, mocno świeciło słońce i nieco wiało. Z czasem zaczęło się nieco chmurzyć, a kiedy po przeszło trzech godzinach wędrówki dotarliśmy na Šerák, niebo zasnute było ciężkimi, chmurami o stalowej barwie, a widoczność była mniej niż średnia. No i do tego jeszcze silny wiatr. Dlatego nie zabawiliśmy tam zbyt długo, starając się wrócić do samochodu przed ewentualnym deszczem. No i prawie nam się to udało. Zaledwie ostatnie 10 minut musieliśmy zmagać się z opadami. Dzisiejsza wędrówka było bardzo męcząca, ale za to bardzo satysfakcjonująca. Przez większość kilkunastokilometrowej trasy szliśmy w lesie i w pewnym momencie cała nasz trójka wpadła w rodzaj transu. Przestaliśmy ze sobą rozmawiać pogrążając się w stan, który przypominał przyrodniczy trans. Dzięki temu teraz czuję się niesamowicie. Z jednej strony dość zmęczony fizycznie, ale z drugiej, bardzo wypoczęty, wręcz wyczyszczony psychicznie. Prawdopodobnie dzisiejsza wyprawa była zamknięciem sezonu. Prognozy wskazują na to, że w najbliższym czasie kolejne górskie wycieczki będą niemożliwe, zresztą nie bardzo znajdzie się też na nie czas. A później zacznie się zima, a to ta pora roku, kiedy zaczynam pogrążać się w hibernacji i unikam tego typu przygód.




















