Kultura, także ta popularna wciąż sięga po wzorce antyczne. Nawiązania do starożytności odnajdziemy w architekturze, literaturze, a także w kinie. Co roku powstaje przynajmniej kilka filmów, których akcja toczy się w czasach starożytnych. Jedne lepsze, większość niestety gorsza. Przykładem takiego właśnie tworu jest film „The legend of Hercules”. Film wygląda, jakby trochę kosztował, ale i tak pełen jest niedoróbek. Raz mamy krajobrazy wygenerowane komputerowo, zaraz potem przenosimy się do prawdziwego lasu, który zresztą niewiele ma wspólnego z Grecją. Chyba, że twórcy filmu mają jakieś nieznane historykom informacje na temat klimatu sprzed 2500 lat. Część aktorów, zwłaszcza statystów jest nieco drewnianych, a niektórzy z nich kompletnie sobie nie radzą w scenach walki. No i do tego prostacka fabuła. Niby wiele się dzieje, ale mnie to kompletnie nie interesowało. Wypiękniony Herkules, jako heros jest nijaki, momentami wręcz słaby, nie ma w sobie nic z mitologicznego pierwowzoru. Półtorej godziny filmu stanowi prawdziwą męczarnię.
„Franklin Delano Roosevelt amerykański skurczybyk”, to chyba najgorszy, najbardziej debilny film, jaki przyszło mi oglądać. Wszystko tam było straszliwe, scenariusz, zdjęcia, montaż, efekty specjalne i aż dziwne, że w filmie tym można odnaleźć wielu znanych aktorów, którzy starają się wczuwać w odgrywane role, przez co, to wszystko staje się jeszcze bardziej groteskowe. Wilkołaki naziści i spisek na życie amerykańskiego prezydenta, który jest dokładnie taki, jak sugeruje tytuł, Franklin Delano Roosevelt to prawdziwy, amerykański skurczybyk. Wciąż trudno mi jest uwierzyć, że ktoś tracił czas i pieniądze na tworzenie czegoś tak odrażającego. Może w ten sposób, ktoś chciał uprać brudną forsę? Mam apel do producentów tego…”dzieła”, jeśli ponownie zdarzy się, że znów nie będziecie mieli co robić z kasą, skontaktujcie się ze mną.
Ostatni film w tej odsłonie, nie należy do tych, które nie po winny powstać. Wręcz przeciwnie, to film, który musiał powstać, tylko niestety, nie w tej formie. „Obrońcy skarbów” to najlepszy przykład na to, jak można zniszczyć temat, z pozoru nie do zniszczenia. Bo taka jest właśnie historia oddziału zapaleńców, próbujących odnaleźć dzieła sztuki, rabowane przez nazistów przez sześć lat wojny. Niestety, to, co powinno być opowieścią jak z filmu o przygodach Indiana Jonesa, stało się nieciekawym, fabularyzowanym dokumentem. I w niczym nie pomogła, naprawdę świetna obsada aktorska. Film, jest po prostu nudny. George Clooney, Matt Damon, Bill Murray, czy John Goodman, grali tak, jakby odtwarzali swoje dawne role, kompletnie nic nowego do tego filmu nie wnosząc. Do tego jeszcze przesadny patos, film przepełniony jest patriotyczną propagandą. Można byłoby wysnuć wniosek, że tylko Amerykanie są w stanie ocalić dziedzictwo kulturowe Europy, bo tylko oni znają jego wartość. Mogło powstać fascynujące sensacyjno wojenne kino, zamiast tego mamy straszliwie ciągnący się wykład na temat odzyskiwania dóbr kultury rabowanych przez nazistów. Az żal środków, które pochłonął ten film.