Ostatnio trafił się nam wieczór z angielskimi filmami komediowymi. Wszyscy wiedzą, że Angole mają dość specyficzne poczucie humoru, ale to sprawia, że nigdy nie wiadomo, czego można się spodziewać. I tak też był tym razem. Dzięki dwóm filmom, mogliśmy przeżyć dość niezwykłą przygodę z jednej strony były to podróże w czasie, z drugiej zaś piwna eskapada z inwazją obcych w tle.
„Podróże w czasie: najczęściej zadawane pytania”, trzech wyrzutków (nerdów), którzy przypadkiem odkryli tajemnicę podróży w czasie. Podczas wieczoru spędzonego w pubie odkrywają czasoprzestrzenną anomalię, która mieści się w toalecie, więc za każdym razem, kiedy tam wejdą przechodzą przez szczelinę w czasie lądując w bliższej, bądź dalszej przyszłości. Zresztą, każdy, komu zdarzy się korzystać z publicznie dostępnych toalet z pewnością odnosi wrażenie, jakby odbył podróż na zupełnie inna planetą, więc nie dziwi mnie pomysł scenarzysty, by właśnie tam umieścić bramkę w czasie. I jeszcze jedna rzecz, choć dość dyskusyjna, która w tym filmie mi się spodobała, to koncepcja zabijania twórców zaraz po stworzeniu przez nich najwybitniejszego dzieła i w ten sposób unieśmiertelnianiu ich. „Podróże w czasie: najczęściej zadawane pytania” może nie jest filmem wybitnym, to właściwie parodia gatunku (SF), ale przy tym bardzo dobra i całkiem niegłupia rozrywka.
Drugą angolską komedią tego wieczoru był film „Tu już jest koniec” (The World’s End). Za scenariusz filmu odpowiedzialny był jeden z lepszy brytyjskich komików Simon Pegg, który wciela się także w jedną z głównych ról, szalonego Gary Kinga. Wydawać by się mogło, że będzie to dość prosta i schematyczna opowieść. Gary King, który nigdy nie przestał być nastolatkiem, postanawia zwołać swoich kumpli z liceum, aby dokończyć piwny maraton , który rozpoczęli dwadzieścia lat wcześniej. Nie łatwo będzie ściągnąć dawnych przyjaciół, którzy dojrzeli, pozakładali garnitury i własne rodziny i w zupełnie inny sposób patrzą na życie niż przez dwiema dekadami. W końcu jednak prośbą, groźbą i podstępem, uda mu się ich zwabić do rodzinnego miasteczka. I cała piątka ruszy na podbój miejscowych pubów, ale i tym razem coś stanie im na przeszkodzie. Miasto i ludzie, których kiedyś znali są jacyś inni, jakby obcy… Nie będę dalej opowiadał filmu, bo naprawdę warto obejrzeć do. Dziełko to, ma też swoje przesłanie, może i naiwne, ale jednak zawsze bardzo aktualne.
Muszę przyznać, że dzięki tym filmom spędziliśmy całkiem przyjemny wieczór. Fajnie oderwać się od dość schematycznej kinematografii rodem z Hollywood. Miło być zaskakiwanym, a do tego była to spora dawka angielskiego poczucia humoru, które mi osobiście bardzo odpowiada.