W opisywanej przeze mnie ostatnio książce „Kapelusz cały w czereśniach” Oriany Fallaci zabrakło mi opowieści o jej rodzicach i samej pisarce. Gdy Fallaci zaczęła pisać swoją ostatnią książkę, planowała doprowadzić ją do 1944 r., kiedy to podczas bombardowania Florencji przez aliantów, spłonęła skrzynia z pamiątkami rodzinnymi. Jednak śmiertelna choroba nie pozwoliła jej doprowadzić opowieści do końca. Na szczęście udało mi się natrafić na jej biografię autorstwa Cristiny de Stefano, dzięki czemu wypełniła się luka. Oriana Fallaci była postacią niezwykłą. To z pewnością jedna z najważniejszych dziennikarek XX wieku i wspaniała pisarka. Właściwie to przede wszystkim pisarka, bo każdy napisany przez nią tekst, to prawdziwe literackie dzieło. Ale jej życie to gotowy scenariusz wspaniałej powieści lub niezłego film. Od swoich rodziców nauczyła się miłości do słowa pisanego oraz cenić odwagę i wolność. Już jako nastolatka, zaangażowana była w działalność antyfaszystowskiego ruchu oporu, do którego należeli jej rodzice. Była łączniczką przenoszącą rozkazy i zaopatrzenie dla partyzantów. W jej domu ukrywali się alianccy uciekinierzy z obozów jenieckich. Faszyzm zawsze uważała za największe zagrożenie dla cywilizacji, choć pamiętać trzeba o tym, że pod tym pojęciem rozumiała znacznie więcej niż ideologię wykreowaną przez Mussoliniego i Hitlera. Faszyzm to wszelki totalitaryzm, to każda próba zniewolenia człowieka i wpisania go w sztywne ramy, które unicestwiają wszystko, co spoza nich wychodzi. Z wszelkimi przejawami faszyzmu walczyła bezwzgędnie przez całe życie. I dlatego nienawidzili ją przedstawiciele prawicy krytykujący ją za liberalizm oraz przedstawiciele lewicy uznając ją za konserwatystkę.
Była bezkompromisowa, uparta, odważna, miała bardzo trudny charakter, o czym przekonali się wydawcy i tłumacze jej dzieł. Była także bardzo wrażliwa, pracowita i niezwykle utalentowana. Jako dziennikarka zaczęła od tematów błahych, w latach 50-tych nikomu nie mieściło się w głowie, aby kobieta mogła zajmować się poważnymi tematami. Pisała więc głównie o świecie filmu (włoskiego i amerykańskiego), dając się poznać jako osoba bezkompromisowa, podchodząc do gwiazd filmowych bez czołobitności, często obnażając ich przeciętność i zupełnie ludzki charakter. Kiedy w końcu lat 60-tych stała się reporterem wojennym, wykazała się sporą odwagą, a kiedy zaczęła przeprowadzać wywiady z wielkimi tego świata, pokazała, że najważniejsza jest dla niej prawda o rozmówcy. Zawsze świetnie przygotowana, zadawała im przede wszystkim trudne pytania. I co najważniejsze, dzieliła się z czytelnikami tym, co myślała na temat swojego rozmówcy. Nikt nie był w stanie przekonać jej do wykreowanego przez siebie wizerunku. Jak doskonały radar wykrywała fałsz i głupotę.
Fallaci była także wspaniałą pisarką. Kiedy przeczytałem „Inszallah”, byłem wstrząśnięty i zachwycony. To jedna z najważniejszych książek antywojennych, śmiało można ją postawić obok „Na zachodzie bez zmian”, czy „Rzeźni nr 5”, a z drugiej strony, jest to także jedna z najsubtelniejszych historii o miłości. Całe jej pisarstwo oparte jest na tym, co sama przeżyła, stąd w każdej z książek można odnaleźć wątki autobiograficzne.
Oburzona atakami terrorystycznymi na WTC w 2001 r. pisze „Wściekłość i dumę”, książkę, w której krytykuje Europę za bierność wobec islamskiego fundamentalizmu, co jej zdaniem w ostateczności może doprowadzić do upadku europejskiej cywilizacji. Oskarżana została o sianie nienawiści i rasizm. W przeciągu ostatniego roku mogliśmy się jednak przekonać o tym, jak prorocze były jej słowa, zresztą o tym, że wybuchnie wojna pomiędzy światem islamu a Europą, pisała już przeszło trzydzieści lat temu.
Oriana Fallaci zmarła 15 września 2006 roku po kilkuletniej walce z chorobą nowotworową. Jej bezkompromisowość, inteligencja i pisarskie umiejętności bardzo by się dziś przydały w obronie dokonań i wartości, które tak bardzo ceniła.