Naszą małą tradycją, stało się rozpoczynanie września, od wizyty we wrocławskim Teatrze Współczesnym, który w pierwszy weekend po wakacjach, rozpoczyna swój sezon. Do tej pory, każda wizyta na Rzeźniczej 12 była pozytywnym zaskoczeniem. Zaangażowanie aktorów, ciekawe rozwiązania sceniczne, sprawiły, że chętnie tam wracamy. Więc kiedy jeszcze w czerwcu, wszedłem na stronę Teatru i zobaczyłem, że na otwarcie zaplanowany jest spektakl z udziałem Adama Ferencego, nawet się nie zastanawiałam nad kupnem biletów na przedstawienie DOPPELGANGER. Jedenaście tygodni później, zniecierpliwieni siedzieliśmy w VII rzędzie widowni Dużej Sceny, Teatru Współczesnego we Wrocławiu. Przed nami, na scenie stał stołek otoczony lustrami. Chwilę po trzecim dzwonku na scenie pojawił się Adam Ferency, usiadł na przygotowanym stołku, odwrócony do nas plecami i zaczął czytać. Przez kolejne 45 minut pan Ferency, niczym karabin maszynowy, wyrzucał z siebie kolejne wyrazy. Wyrazy zlewały się w zdania i zaledwie po kilku minutach nie byłem w stanie skupić się na tekeście, gubiąc się w kolejnych przeintelektualizowanych wersach. Do tej pory nie zdawałem sobie sprawy z tego, ile ważą moje powieki. Większość czasu spędziłem walcząc z samym sobą i niestety, z przykrością muszę przyznać, że poległem. Kilkakrotnie podczas spektaklu kompletnie odleciałem i trudno usprawiedliwiać się tym, że nie byłem jedyny. Chyba nie tylko ja miałem wrażanie, że pan Adam Ferency gra, na pół gwizdka. Nie dość, że czytając tekst kilkakrotnie się pomylił, to odnosiło się wrażenie, że niezbyt dobrze zapoznał się z tekstem, zupełnie źle akceptując czytany przez siebie zdania, sprawiając, że czuło się, jakby się nie przygotował. W sumie nie wiem o czym była ta sztuka. O nie istniejącym bliźniaku? Kaczyńskich? Po spektaklu, kiedy usiedliśmy w jednej z wrocławskich knajpek, nie byliśmy w stanie porozmawiać o tym co zobaczyliśmy. DOPPELGANGER pozostawił po sobie jedynie puste miejsce. I chyba najlepszym komentarzem do przedstawienia, były słowa przeprosin, które po spektaklu skierował do swojej dziewczyny jeden z widzów.
Pomimo zawodu, jakim był dla nas DOPPELGANGER, do Teatru Współczesnego na pewno jeszcze wrócimy.