W końcu po kilkutygodniowej przerwie udało mi się dziś rano wsiąść na rower i ruszyć do lasu. No i co ważne, tym razem nie zapomniałem baterii do aparatu. A las powoli się zmienia. Nie jest już tak rozkrzyczany, ptaki wciąż słychać, ale to pojedyncze i jakby leniwe głosy. Wciąż jest zielono, często nawet soczyście. Dawno już nie pamiętam takiego sierpnia, bo w ostatnich latach normą stało się to, że o tej porze drzewa zaczynały zmieniać kolory na jesienne. Biorąc pod uwagę ostatnie upalne dni, rześkie powietrze porannego lasu sprawiło mi czystą przyjemność. Snułem się więc leniwie zgodnie z rytmem otaczającego mnie lasu. Nigdzie się nie śpiesząc, czasami przystając by zrobić fotkę, lub po prostu, pozachwycać się otaczającą mnie atmosferą. Bo dziś nie miałem wytyczonego celu, nigdzie mi się nie śpieszyło. I to jest piękne!

















