Z prędkością błyskawicy minął pierwszy tydzień nowego roku. Bardzo ciężko było wrócić do pracy. W poniedziałek czułem się totalnie zdezorientowany, tak jakbym trafił na obcą planetę. Potrzebowałem trzech dni żeby się zaaklimatyzować. Zmęczenie i niechęć do robienia czegokolwiek dawały mi się mocno we znaki. Na całe szczęście pracuję tylko pięć dni w tygodniu i szybko weekend przyszedł mi z odsieczą.
Tydzień minął pod znakiem opadów śniegu i mrozu. Jakoś tak się składa, że zazwyczaj w okolicach nowego roku zaczyna się prawdziwa zima. Ta, która zaczęła się w pierwszych dniach stycznia, jest jak najbardziej realna. W krótkim czasie spadła całkiem pokaźna masa śniegu. Wczoraj na dodatek, mieliśmy do czynienia z marznącym deszczem. Tak się akurat złożyło, że musiałem jechać do Opola (16 km), na zajęcia. W tak trudnych warunkach jeszcze nie prowadziłem. Trzeba było przedzierać się przez nieośnieżoną drogę, i jednocześnie zmagać się z zamarzającym na przedniej szybie deszczem. Było ekstremalnie. Na szczęście wiele osób odpuściło sobie podróżowanie, więc ruch był niewielki, a ci którzy się na to zdecydowali jechali naprawdę powoli. Chociaż, jak się okazuje nie wszyscy potrafią dostosować prędkość swojego pojazdu do panujących warunków czego przykładem był kierowca autobusu komunikacji miejskiej w Opolu, który skończył na lewym boku.
Zima jeszcze potrwa przez jakiś czas, więc musimy się przyzwyczaić, zresztą wolę, żeby było śnieżnie i biało, niż deszczowo i szaro.