Co jakiś czas natrafiam na filmy, po których obejrzeniu pojawia się w mojej głowie jedno pytanie „Po co to w ogóle stworzono?” Oto kolejna porcja filmów, które według mnie, nigdy nie powinny powstać.
Polscy filmowcy są prawdziwymi mistrzami w produkcji filmów, których nie da się oglądać. Zadziwiające jest to, że udaje im się znaleźć na nie produkcje. A może wywalanie pieniędzy w przynoszące straty produkcje krajowej kinematografii wiąże się z ulgami podatkowymi? Chyba będzie trzeba poszukać informacji na ten temat, bo trudno jest mi uwierzyć, że bardzo poważne firmy i instytucje, mogłyby pozwolić sobie na wyrzucanie pieniędzy w błoto, bo tym właśnie jest inwestowanie w polskie filmy. Do grona prawdziwych mistrzów polskiego kina klasy Z dołączył nie tak dawno Cezary Pazura. Jako aktor ma na swoim koncie i dobre i kiepskie, chociaż przyznać muszę, że tych pierwszych jest całkiem sporo. Świetnie radzi sobie również jako kabareciarz. Tym razem Pazura postanowił pokazać jak robi się prawdziwe kino rozrywkowe, jako reżyser odpowiedzialny jest za stworzenie prawdziwego filmowego potworka zatytułowanego „Weekend” Lepiej by jednak było, żeby pozostał przy tym na czym się naprawdę zna. To pokraczne „dziełko” nie spodoba się nawet debilom. Komuś się wydawało, że pokaże kilka wybuchów, jakąś strzelaninę, przestarzałe efekty specjalne, dołoży do tego trochę gołych dup i kiepskich dowcipów, a ludziska rzucą się do kin zasypując pomysłodawce deszczem pieniędzy. Jeśli ktoś skusił się na wydanie nie małej przecież kwoty na bilet do kina, musiał twórców tego gniota wyzywać od najgorszych. Jak zwykle w polskich filmach, mamy tu do czynienia z kiepskim dźwiękiem, czyli, musimy się domyśleć co takiego mówią bohaterowie. Rzecz dziwna, bo przecież nic podobnego nie zdarza się w produkcjach telewizyjnych. Ale może to i dobrze, bo dialogi są żenująco kiepskie. Fabuła gdzieś tam po drodze zaczyna się gubić. Ale to nie wszystko, gra występujących w tym filmie jest straszliwe, zachowują się jak kloce drewna, widocznie grali po znajomości, albo za pół darmo. Należy mieć tylko nadzieję, że Pazura się czegoś nauczył i na zawsze porzuci reżyserię.
Tym razem coś z amerykańskiego podwórka, „Krzyk 4”. Film nie tyle zły, co zupełnie niepotrzebny. Zdaję sobie sprawę, że do starych pomysłów powraca się głównie dla kasy, ale przynajmniej można było pomyśleć nad nieco bardziej oryginalnym scenariuszem. W czwartym „Krzyku” mamy dosłowne nawiązanie do pierwszej części serii. Tym razem grupa psychopatycznych nastolatków stara się odtworzyć morderstwa sprzed kilkunastu lat. To jednak sprawia, że w tym filmie kompletnie nic nie zaskakuje, a tym samym nie przeraża. Rzeczą, która bardzo mi się spodobała, jest poczucie humoru jego twórców, którzy sami wyśmiewają się ze swoich dotychczasowych dokonań. Pomimo tego, że całkiem przyjemnie było powrócić do Woodsboro, mam nadzieję, że pomimo plotek, na części czwartej „Krzyk”się zakończy.
Jestem wielbicielem kina historycznego. Jako dzieciak zachwycałem się superprodukcjami z lat 60-tych, których rozmach robi wrażenie do dziś. Pamiętam , także jakie ogromne wrażenie zaledwie kilka lat temu, wywarł na mnie serial „Rzym”. Kiedy więc usłyszałem o filmie opartym na legendzie zagubionego w Brytanii IX legionu, bez wahania po niego sięgnąłem. Niestety „Centurion” okazał się kompletnym rozczarowaniem. Nie ma on w sobie rozmachu superprodukcji sprzed kilkudziesięciu lat, ani wciągającej akcji serialowych widowisk. Film jest po prostu nudny. Fabuła jest schematyczna, przewidywalna, jednym słowem nudna. Tylko nadzieja, że w końcu coś się wydarzy sprawiła, że udało mi się obejrzeć ten film do końca.”Centurion” to dobry przykład na to jak można zepsuć ciekawą historię.