Pełen przejęcia sięgnąłem po długo oczekiwaną, najnowszą książkę Marka Krajewskiego „Rzeki Hadesu”. To trzeci, ostatni tom cyklu lwowskiego. Ale to właściwie dobrze. Lepiej przerwać w momencie, kiedy to, co powstaje jest na przyzwoitym poziomie, niż zabijać kolejnymi wymuszonymi kontynuacjami. A jaka jest ta książka? Krajewski nie rozczarowuje, jak można było się spodziewać, świat, który pokazuje jest pełen brudu, przemocy, perwersji, a ten, kto broni sprawiedliwości, nie ma w sobie nic z krystalicznie czystego rycerza. No i najważniejsze, książka od samego początku wciąga, zresztą uważam, że to właśnie początek, którego akcja toczy się w powojennym Wrocławiu, jest jej najlepszą częścią. Autor włożył sporo pracy, próbując odtworzyć swoje miasto, w tym, bardzo ciężkim momencie. Krajewski jest prawdziwym mistrzem intrygi, no i wspaniałym gawędziarzem, co sprawia, że jego książki po prostu pochłaniają czytelnika.
Jestem ciekaw, czym teraz spróbuje nas zaskoczyć pan Krajewski. Jak na razie nie udało mi się znaleźć żadnej informacji na ten temat. Może powrót do Breslau (nie obraziłbym się), a może próba porzucenia kryminału (przeczytałbym z czystej ciekawości). Minie pewnie sporo czasu zanim się dowiemy. Na razie pozostaje nam cieszyć się jego ostatnią powieścią.