
W kinach możemy właśnie zobaczyć nową ekranizację jednaj z najbardziej kultowych książek w dziejach SF czyli Diuny Franka Herberta. Jestem świeżo po seansie, ale za nim krótko o najnowszej wersji Diuny, warto wspomnieć o wcześniejszych próbach podejścia filmowców do tej niezwykłej książki.
Diuna nr 1. reż David Lynch rok 1984

Nie wiem, czy to sentyment, który mam do Lyncha, a może to, że kiedy oglądałem ten film po raz pierwszy, byłem gówniarzem, który nie znał książek Herberta, ale lubię lynchowską wersję Diuny. I co z tego, że już wówczas był to film bardzo toporny, a dziś, zwłaszcza jeśli chodzi o efekty i realizację jest wręcz żenujący. I tylko scenografia wciąż może robić wrażenie. Ale ja i tak wciąż lubię ten film, myślę jednak, że stoi za tym siła świata wykreowanego przez Franka Herberta. I chociaż mało kto się dziś do tego przyzna, znam wielu takich, którzy byli nim zachwyceni. Chyba największy zarzut, który można mieć wobec tej realizacji jest taki, że Lynch podjął się niemożliwego, czyli upchnięcia tak bogatej powieści w dwugodzinnym filmie. To nie mogło się udać.
Diuna nr 2 – Jodorowsky’s Dune (dokument)

Diuna Jodorowsky’ego to prawdopodobnie najwspanialszy film SF wszechczasów. Ma jednak jedną drobną, no drobniutką wadę, jest jednocześnie najsłynniejszym filmem, który nigdy nie powstał. Wokół tej ekranizacji powstało wiele legend, które rozwiewa, a może właśnie rozbudza, dokument Jodorowsky’s Dune. Czuję potworny żal, kiedy pomyślę o tym, że nigdy nie zobaczę dzieła, który stworzyliby tak niezwykli artyści jak Chris Foss, H.R. Giger i Jean „Moebius” Girauda czy Pink Floyd. A kiedy pomyśli się o obsadzie, w skład której mieli wejśść Orson Wells, David Carradine, Mick Jagger czy Salvador Dalí… oj potwornie boli świadomość tego, że nigdy takiego filmu nie uda się zobaczyć. Ogromne wrażenie robią już same szkice do filmu, który gdyby tylko powstał, byłby pełen epickich scen, a świat który próbował wykreować Alejandro Jodorowsky, byłby jak psychodeliczny sen, który w niesamowity sposób uzupełnia wizję Franka Herberta. Ale czy w tamtych czasach, przy ówczesnej technologii było to w ogóle możliwe? Trudno powiedzieć, jednak wydaje mi się, że do czasu pojawienia się technologii cyfrowej, tego typu widowiska nie mogły powstać bez wizualnych uproszczeń, w innym przypadku nie mogły przetrwać próby czasu, jak stało się z filmem Lyncha. A gdyby jednak powstał to może zmieniłby nasze spojrzenie na kino SF, tego jednak nigdy się nie dowiemy. Dlaczego Diuna Jodorowskyego nigdy nie powstała? Jeśli nie wiadomo o co chodzi, to z pewnością chodzi o pieniądze. I tak też było tym razem. Projekt był po prostu zbyt ambitny i żadne studio filmowe w tamtym czasie nie mogło czegoś takiego udźwignąć. Filmu Jodorowskyego nie ma, ale za to jest bardzo ciekawy dokument o tym, jak dzieło to nie powstało.


Diuna nr 3, reż. Denis Villeneuve

A jakie wrażenie zrobiła na mnie ostatnia próba ekranizacji książki Franka Herberta? Muszę przyznać, że spore. Wizualnie to prawdziwe cacuszko! Kolejne sceny przebijają jedna drugą, pod względem wywołującego w widzu zachwytu. A do tego jeszcze te wnętrza, scenografowie wykazali się prawdziwym mistrzostwo, nie da się tutaj nic zmienić, brak zbędnych elementów, jest po prostu pięknie. Zresztą mistrzostwem wykazali się także operator no i sam reżyser (Denis Villeneuve twórca Blade Runer 2049). No i do tego świetna obsada. Z tym filmem będzie jak z Władcą pierścieni Petara Jacksona, przestanie istnieć Diuna z mojej wyobraźni, teraz już zawsze, kiedy będę miał do czynienia z cyklem Franka Herberta, w mojej głowie istnieć będzie właśnie ta jej filmowa interpretacja. Niestety, nie wszystko poszło idealnie i jest w tej beczce miodu nieco dziegciu. Moja żona zwróciła mi uwagę na to, że film, przynajmniej we fragmentach może być niezrozumiały dla kogoś kto nie czytał książki. Poza tym jego twórcy tylko liznęli głębi powieści Herberta. Owszem jest tu nieco mowy o polityce, ale cała kwestia związana z religią, filozofią czy ekologią została tutaj co najwyżej lekko zaznaczona. Mam nadzieję, że nie jest to przeoczenie i wszystkie te kwestie pojawią się w drugiej części, w końcu jak w końcówce filmu powiedziała jedna z bohaterek filmu „To dopiero początek”. Szkoda tylko, że będziemy musieli na to poczekać do października 2023 roku.
A na zakończenie warto wspomnieć o tym, że był jeszcze mini serial Diuna z 2000 roku i związana z nim gra strategiczna oraz jego kontynuacja Dzieci Diuny, chociaż tego drugiego nigdy nie widziałem. Ale ta wizja powieści Franka Herberta nigdy nie zrobiła na mnie trwałego wrażenia. Co by jednak na temat ekranizacji Diuny nie napisać, jak do tej pory nie powstało jeszcze nic na miarę tego co w swoich powieściach stworzył Frank Herbert. Kolejni twórcy jedynie próbują bardziej lub mniej udanie zbliżyć się do oryginału, z którym warto się zapoznać.
A na koniec porównanie trzech zrealizowanych Diun

Science fiction bez Diuny, byłoby niepełne. Na filmie D. Lynch’a byłam, czas na D. Villeneuve’go…
Zasyłam serdeczności
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Diuna Villeneuve’go będzie wspaniałym przeżyciem. Pozdrawiam!
PolubieniePolubienie
Kolejna pozytywna recenzja. Ostatnio odświeżyłem sobie Lyncha. Lubię go. Na ta wersję na pewno się wybiorę.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Naprawdę warto
PolubieniePolubienie
Ostatnia Diuna okrutnie mnie zawiodła. Muzyka/dźwięki w natężeniu takim iż uszy puchli. I koszmarne dialogi przez niemal 2,5 h wyjaśniające o co biega. Ew. w funkcji „Nawet jak nie zdecydujesz się na bycie kimś tam to będę cię kochał bo jesteś kimś tam. ” Słabo się robiło. Ale stary jestem nie znam się.
PolubieniePolubienie
Myślę, że dzięki muzyce kilka osób nie zasnęło podczas seansu 😉
PolubieniePolubienie
W tym ja 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba