Od mniej więcej dwóch tygodni żyję w mroku. Kiedy ruszam do pracy słońce ledwie zaczyna wstawać, kiedy wracam do domu zaczyna zmierzchać. Gdy w pracy wyglądam przez okno świat pogrążony jest w półmroku. Dominującym kolorem jest szary, we wszelkich odmianach, czasem tylko przyozdobiony czernią. Szare, bezlistne drzewa, na których siedzą szare lub czarne ptaki. Szare, bezbarwne samochody, pędzą po szarych zakurzonych ulicach. Szarzy ludzie, pędzą pogrążeni w szarych myślach. Po szarym niebie suną szare chmury. Gdzie skryło się słońce? Ciągły półmrok męczy. Jestem stworem solarnym i chociaż nie przepadam za upałami, to nie wyobrażam sobie funkcjonowania bez słońca. To ono wydobywa barwy, rozgrzewa serce i pobudza umysł. Chciałbym przespać zimę. Zahibernować się na tych kilka, okrutnie szarych miesięcy. Obudzić się wiosną, kiedy to świat na nowo ożyje. Przecież ja czuję się jak żywy trup, jakby wybebeszono mnie z sił. Otępiały, ciągle zmęczony i lekko rozdrażniony. CHCĘ SŁOŃCA!!! ŚWIATŁA!!! KOLORÓW!!! A to dopiero połowa grudnia i do wiosny przyjdzie mi czekać jeszcze przynajmniej przez trzy miesiące. No ale przecież zima potrafi również być piękna. Wystarczy trochę śniegu, lekkiego mrozu i kilka słonecznych promieni. Jak na razie to chyba o takiej zimie możemy sobie pomarzyć.