Chciałem śniegu i już następnego dnia po moim wpisie świat przykrył się białym puchem. Jak to zwykle z pogodą w naszym cudownym kraju bywa, wszystko musi być z przesadą. Jak już przyszła zima, to od razu sroga. Mrozik chwycił i to całkiem spory. Znów mam problem z dotarciem do pracy, bo mi szyby w aucie od środka całkiem zamarzają. Ale nie mam co narzekać, przecież sam tego chciałem. Wraz ze śniegiem zrobiło się nieco bardziej optymistycznie. Nawet słońce zaczęło przebijać się przez chmury, a szarość została zastąpiona bielą. Dzięki temu jest jaśniej i tak jak się tego spodziewałem, nastrój znacznie mi się poprawił.
Dawniej, czyli w czasach liceum i studiów, w dzień, kiedy spadł pierwszy śnieg, robiłem sobie wolne od zajęć i ruszałem w las. Uwielbiałem ten niezwykły stan w lesie. Cudowna cisza i biel. Las był wówczas jak nowy, miejsca, które bardzo dobrze znałem, wydawały się obce, tajemnicze, przyciągające. Czemuś takiemu nie można się oprzeć, więc ruszałem, będąc pierwszą istotą wytyczającą leśne trakty. Czasem tylko spotykało się ślad lisa, lub przedstawiciela ptasiej drobnicy. Poza tym jednak wszędzie wokół biały, nienaruszony puch. Uśpiony las, dzielił się swoim spokojem, koił. Szkoda, że teraz obowiązki zawodowe nie pozwalają mi na zrobienie sobie takich wagarów. Dopiero dzisiaj mogłem nacieszyć się zimową aurą, jednak siarczysty mróz już po kilkunastu minutach przegonił mnie do domu. Trzeba chyba zaopatrzyć się w jakąś odzież mrozoodporną.
Puki co jest pięknie i należy się z tego cieszyć, bo jest to wspaniała odmiana, po dwóch tygodniach ciągłej szarzyzny i półmroku.