Słowa pułkownika Quaritcha, bohatera filmu „Avatar” można by było sparafrazować w odniesieniu do samego filmu „nie jesteśmy już w XX stuleciu, witamy w XXI wieku”. Dokładnie takie wrażenie odnosi się niemal od samego początku, oglądając dzieło Jamesa Camerona. Film powala. Prawie trzy godziny, a wychodząc ma się wrażenie, że był zbyt krótki. Szczególnie strona wizualna tego niezwykłego widowiska, robi ogromne wrażenie. Nikt jeszcze nie stworzył, czegoś tak doskonałego. Dopóki akcja filmu toczy się w ziemskiej bazie, można nawet żałować, że wybrało się wersję 3D, ale kiedy bohaterowie przenoszą się do dżungli, porastającej planetę Pnadorę, to co widzimy na ekranie zapiera dech. Przepiękny, magiczny i jednocześnie niemal namacalnie realny świat. Aż chciałoby się zerwać z fotela i wskoczyć w ten cudowny las. W tym świecie istota wielkości człowieka czuje się jak mrówka w wysokiej trawie. Jak zagubiony żuk na polu kukurydzy. Tylko bogactwo i niezwykłość zarówno fauny, jak i flory jest nieporównywalnie większe. I jakby tego było mało, świat ten okazuje się rajem, w którym wszystkie zamieszkujące go istoty są ze sobą połączone. Planeta związała je w doskonałej harmonii idealnego ekosystemu. Od momentu, kiedy opuściłem kino minęła już ponad doba, ale ja nadal mam w głowie obraz tego niesamowitego świata. Jakby mi ktoś wszczepił do głowy czip, wciąż przekazujący do mojego mózgu wizję świata wymyślonego przez Camerona. „Avatar”, to pierwsza od 12 lat fabuła tego twórcy. W tym czasie zajął się on rozwijaniem technologii 3D, eksperymentując z nowymi technikami, konstruując zupełnie nowy typ kamery, czego efektem jest właśnie jego najnowsze dzieło, film, który stać się może krokiem przełomowym w historii kina. Myślę, że już wkrótce posypią się kolejne filmy wykorzystujące jego doświadczenie z 3D oraz animacjią. Miejmy również nadzieję, że i on sam nie zaszyje się na kolejną dekadę i już wkrótce zgotuje nam następną ucztę…. a co tam, uczta, to słowo nie oddaje, tego co można przeżyć oglądając „Avatara”… lepiej pasuje tu „wizualna orgia”.
„Avatar” jest z pewnością arcydziełem pod względem wizualnym. Nieco słabiej wypada jednak sama fabuła filmu. Nie mamy tutaj niczego odkrywczego. Cameron czerpie garściami nie tylko z własnych dokonań, ale również z kanonu popkultury. Zderzenie dwóch obcych cywilizacji, eksploatowane jest przez twórców literatury, komiksu i kinematografii od dziesięcioleci, więc niewiele nowego można na ten temat jeszcze powiedzieć. Mamy więc tutaj żądnych zysków i bogactw naturalnych ziemian, którzy zadufani w potęgę własnej techniki, wszelkimi dostępnymi środkami dążą do osiągnięcia swojego celu. Przeciw nim stają szlachetni i prymitywni pod względem technologicznym tubylcy, po których stronie opowiada się nawrócony konkwistador. Myślę, że reżyserowi udało się jednak, dzięki tej baśni przekazać ważne przesłanie. W pogoni za zyskiem, rozwojem naszej cywilizacji, zbyt daleko odeszliśmy od własnych korzeni. Od ścisłego związku z przyrodą, której przecież jesteśmy częścią. Niszczymy rodzimą planetę, co w przyszłości może doprowadzić do jej zagłady, a co za tym idzie również kresu naszej cywilizacji. I nie chodzi o to, żebyśmy teraz wyrzucili nagle nasze komputery, jeansy zastąpili spódniczkami z trawy i zamieszkali na drzewach. Trzeba jednak nieco przystopować, opamiętać się w tej niekończącej się konsumpcji. Zacząć szukać najbardziej optymalnych rozwiązań. Zacząć żyć świadomie, wykorzystywać zdobytą dotąd wiedzę, do tego, żeby żyć nie tylko wygodniej, ale również w celu zachowania bogactwa naszej niezwykłej planety. Bo cud jakim jest Ziemia, z jej bogatym ekosystemem, może stanowić bardzo rzadki przykład we wszechświecie. Kiedy baczniej zaczniemy obserwować przyrodę, dostrzeżemy, że to wszystko, co sami tworzymy, wszystko, co jesteśmy w stanie wymyślić jest tylko kiepskim naśladownictwem przyrody.
Gorąco polecam „Avatara” bo jest to nie tylko świetna rozrywka, gdzie nasz zmysł wzroku zostanie mocno podrażniony, doznając niemal rozkosznych wrażeń, jest to również mądra przypowieść. Szkoda tylko, że w naszym tak bardzo przesyconym konsumpcjonizmem świecie mało kto, ma ochotę słuchać.