Strachy Grabaża

Dokładnie tydzień temu wyszła długo oczekiwana (przynajmniej przeze mnie), autorska płyta Strachów, zatytułowana „Dodekofonia”. W końcu, po prawie pięciu latach, Grabaż z ekipą, nagrali coś swojego, a nie kolejne płyty z kowerami („Autor”, „Zakazane piosenki”). Do tej pory z kolejnymi płytami nagranymi przez Strachy Na Lachy, miałem potężny problem. Po pierwszym przesłuchaniu kompletnie mi nie leżały. Ale kiedy już wydało się te kilkadziesiąt złotych, trzeba było się cieszyć płytą, więc ponownie wciskałem „play” i nagle za trzecim, czwartym razem dochodziłem do przekonania, że znajdują się na nich całkiem niezłe kawałki. Uwielbienia nigdy nie było, ale z ogromną przyjemnością do nich wciąż wracam. Jak się okazało, pod tym względem „Dodekafonie” nie stanowiła wyjątku. Jednak znacznie wcześniej się do niej przekonałem, bo poczułem ją, już za drugim razem. Tak się zastanawiam, czy przypadkiem to, że przy pierwszym przesłuchaniu nie polubiłem się z nowymi Strachami, nie wynikało, z tego, że słuchałem tej płyty podczas jazdy samochodem, więc nie mogłem jej poświęcić pełni uwagi. Kiedy jednak w sobotę, chciałem popracować przy komputerze, tak się w nią wsłuchałem, że zupełnie zapomniałem o tym czym miałem zamiar się zająć. Jak wcześniej płyta ta wydawała mi się po prostu smętna, tak wówczas zauważyłem (właściwie usłyszałem), że jest to pierwsze, tak dojrzałe dzieło Grabaża. W pisanych przez siebie tekstach rozlicza się on przede wszystkim z Polską. Krajem, który kocha, i poza którym nie potrafiłby funkcjonować, który pełen jest jednak absurdów, brudu i narastającej wciąż paranoi.. „Nie mieszka on już w Punk Rock City”, więc mniej jest tu buntu, a znacznie więcej czystej refleksji. Pokazuje on to, co w nas, Polakach jest wstrętne, nietolerancja dla wszystkiego co inne, rozładowywanie frustracji w sieci, gdzie nas nie widać… „Dodekafonia” to płyta smutna, czasami bolesna, refleksyjna i co najważniejsze mądra. To krzyk, człowieka kochającego swoje miejsce na ziemi, miejsce, w którym wszystko jest jakieś chore.

Co białe to białe
Co czerwone to czerwone
Nie chowaj się za mnie
Sam sobie odpowiedz

Zwykła swojska parasolka
Zaciska się w piąstkach
Za stara do wojska
Brudny ryj z wąsem…

Te białoczerwone
Diapazony Diabelskie
Ukłoń matce się nisko
Smoczycy Wawelskiej

Nocą śmieją się widły
Lipcem płonie stodoła
Dookoła sąsiedzi
Strach płakać strach wołać

POLSKA
POLSKA
POLSKA

Znad morza za morza
Nić urywa się z igły
Czy zapomnisz zapomnieć
Nie wrócisz tu nigdy

Ten wiatrak ta łąka
Pijany kierowca
Od końca do końca
Najsłodsza zakąska

POLSKA
POLSKA
POLSKA



 




Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s