Festina lente (śpiesz się powoli), te słowa Oktawiana Augusta, potomkowie starożytnych Rzymian postanowili potraktować dość poważnie organizując „Dzień bez pośpiechu”. Wczoraj odbył się on po raz czwarty. W Mediolanie wolontariusze wręczali osobą idącym zbyt szybko specjalne upomnienia. Organizacje promujące to oryginalne święto nawoływały do oddania się lekturze Dantego przy kieliszki wina, do spaceru po Rzymie i zastąpienia kawy rumiankiem. W wielu włoskich miastach zorganizowano specjalne spektakle, zajęcia relaksacyjne, zachęcano do ćwiczenia jogi.
Nie zdając sobie nawet sprawy z wyjątkowości wczorajszego dnia, wziąłem udział w jego celebracji. Najpierw jadąc do pracy zmuszony byłem poruszać się w żółwim tempie. Jak zwykle zima zaskoczyła drogowców. Nawierzchnia drogi pokryta była lodem, na którym zalegał kilkucentymetrowa warstwa śniegu. Powoli udało mi się dotrzeć na miejsce, chociaż kilka razy samochód zachował się wbrew wydanym przeze mnie rozkazom. Wracając do domu, pomimo poprawy pogody, która sama za drogowców uporała się ze śniegiem, ponownie byłem zmuszony do tego by się nie spieszyć. Tym razem utknąłem w korku. I być może wpadłbym w rozpacz wynikającą z faktu że przebycie trasy, którą normalnie pokonuję w dziesięć minut, zajmie mi co najmniej pół godziny, kiedy w radiu usłyszałem o włoskim święcie. Wówczas zrozumiałem skąd ten korek. No po co gdzieś pędzić, skoro ten czas można poświęcić na medytacje. Odprężyłem się i teraz już prędkość 2 km/h w ogóle mi nie przeszkadzała. Przecież i tak w końcu dotrę na miejsce, a nie śpiesząc się, zrobię to bezpiecznie. Więc po co się śpieszyć? Muszę przyznać, że zmiana sposobu myślenia podziałała. Rozejrzałem się i zauważyłem, że świeci słońce. I kierowcy z naprzeciwka jacyś pogodniejsi. Więc i ja się uśmiechnąłem. A co mi tam, pędząc nie możemy delektować się życiem. Ogromną przyjemnością może stać się przecież podziwianie detali architektonicznych mijanych budynków. Z takim podejściem prawie nie zauważyłem, że minęło trzydzieści minut i znalazłem się na miejscu.
Dzisiaj jednak nie było czym wytłumaczyć sobie ulicznego korka, no poza jednym, złą organizacją ruchu, więc podróż do domu strasznie mi się dłużyła, a frustracja z powodu marnowanego w ten sposób czasu, urosła do rozmiarów ulicznego tłoku jaki można zobaczyć tylko w wielkich metropoliach. „Dzień be pośpiechu” dopiero za rok, więc trzeba będzie uzbroić się w cierpliwość.