Trudno mi zabrać się za pisanie. Tematów nie brakuje, w końcu ciągle coś czytam, oglądam kolejne filmy, ale jakoś nie porusza mnie to na tyle bym chciał coś o tym napisać. Czuję permanentne zmęczenie. Kiedy wychodzę z domu jest ciemno, gdy wracam, już dawno jest po zachodzie słońca. Jest zimno i szaro. Mój mózg zapadł w letarg, mam ważenie, że powoli przestaje pracować. No i dopadła mnie, jesienna deprecha. Trzeba przyznać, że jesień w tym roku mieliśmy wyjątkowo piękną, bardzo ciepłą, słoneczną i kolorową. Niestety, wygląda na to, że ta lepsza jej część już się skończyła. Pozostała nam deszczowa szarówka. Nie ma już co liczyć na wysokie temperatury, powoli zbliżają się mrozy. Wraz z pogodą padło moje samopoczucie. Nic nie jest w stanie mnie poruszyć, zmusić do przemyśleń. Wszystko mnie nudzi, czuję ciągły marazm, zniechęcenie. Świat stracił swoje kolory, widzę tylko różne odcienie szarości. Najgorsze, że teraz trzeba będzie wytrzymać w takim stanie przez kolejnych kilka miesięcy. No chyba, że uda mi się znaleźć jakiś impuls, iskrę, która mnie rozpali i pozwoli przetrwać do wiosny. Jaka szkoda, że nie możemy przespać zimy.
Od pewnego czasu czuję się niepełny, jakbym coś stracił. No niby wszystko jest w porządku, a jednak, czegoś mi brakuje. Brakuje mi pasji, czegoś co by mnie bezgranicznie pochłonęło, pozwoliło się spalić, a później odrodzić. Czuję się pusty.