Zbliża się noc Oskarów

Jak już zacząłem pisać o filmach oskarowych, należałoby ten temat pociągnąć dalej. Nie fascynują mnie same nagrody, nie emocjonują mnie wyścig i właściwie jest mi zupełnie obojętne kto zgarnie statuetki. Chociaż przyznać się muszę, że w przeszłości zdarzyło mi się siedzieć w nocy i oglądać galę, zwyciężały wówczas takie filmy jak „Milczenie owiec”, czy „Tańczący z wilkami”, ale miałem wówczas kilkanaście lat i dawno już z tego wyrosłem. Oskary są jednak świetną okazją do poznania przynajmniej kilku ciekawych filmów. Zawsze znajdzie się jakieś dziełko, które tylko dzięki oskarowym nominacją pojawia się w Polsce. Pisałem już o „Incepcji”, „Prawdziwym męstwie” i „Czarnym łabędziu”, czas więc na pozostałych, a przynajmniej tę ich część, z którą miałem okazję się zapoznać.

Zacznę od filmu, który jest głównym faworytem, „The socjal network” Davida Finchera. Film z pewnością bardzo dobry, ale czy akurat jest to film roku? Biografia twórcy Fecebook’a, który dzięki swoim kompleksom, ale także bezwzględnemu wykorzystywaniu innych został najmłodszym miliarderem na świecie. Zuckerberg nie tylko, w krótkim czasie zarobił fortunę, ale także dzięki stworzonemu przez siebie portalowi, wywiera coraz większy wpływ na świat zewnętrzny. Dziś niemal każdy ma swoje konto na Facebooku, portal ten staje się powoli podstawowym sposobem komunikacji między ludźmi. Facebook to najmodniejszy trend, ale jak to z modą bywa, za rok może minąć, a bez Facebooka da się jakoś żyć, czego najlepszym przykładem jest piszący te słowa. A wracając do filmu, Fincher pokazał dzięki czemu dziś można zostać „wielkim”. Po pierwsze trzeba być nieprzeciętnie inteligentnym, a kiedy dodamy do tego butę, cwaniactwo i bezkompromisowość, sukces mamy gwarantowany. Sukces jednak, nie jest tożsamy ze szczęściem. Zuckerberg został tutaj pokazany przede wszystkim jako człowiek bardzo samotny, pozbawiony przyjaciół, miłości.

Kolejnym nominowanym jest „Jak zostać królem”. Film w iście brytyjskim klimacie. Spokojny, bez przepychu, można rzec, prawdziwie wiktoriański. Za to gra aktorska to prawdziwa duchowa uczta. Nie mamy tutaj hollywoodzkich sław, za to aktorzy zostali dobrani idealnie, każdy gra perfekcyjnie i nie można wyobrazić sobie innej obsady. „Jak zostać królem” to opowieść o walce brytyjskiego księcia Alberta z jąkaniem, które może stać się jego największą przeszkodą w sprawowaniu władzy. W końcu zakończy się ona zwycięstwem. Wszystko dzięki ciężkiej pracy oraz pomocy dość ekscentrycznego logopedy (bez uniwersyteckich kwalifikacji) Lionela Logue’a. W filmie tym następca angielskiego tronu pokazany został jako zwykły człowiek. Nie przypomina on członka rodziny rządzącej potężnym imperium. To, że sprawdzi się on jako monarcha, obejmując tron w momencie przełomowym dla swojego państwa, zawdzięczał będzie potężnemu wysiłkowi, który włoży w walkę ze swoją słabością, ale także wsparciu najbliższych, zwłaszcza żony Elżbiety (Jak byśmy sobie poradzili bez tych naszych kobiet?).


127 godzin” to prawdziwa wizualna orgia. Bardzo kolorowy, ze świetną muzyką, spokojnie mógłby stawać w szranki z najlepszymi klipami. Wspaniałe zdjęcia, zachwycające plenery. Dany Boyle, twórca takich filmów jak genialny „Trainsportting” czy oskarowy „Slumdog”, tym razem postanowił opowiedzieć autentyczną historię Aarona Ralstona, który wędrując w górach, na pięć dni uwięziony został w skalnej rozpadlinie. Arogancki, uzależniony od adrenaliny chłopak, srogo zostanie ukarany za swoją lekkomyślność. Dzięki bardzo efektownym zabiegom wizualnym, autorowi filmu udało się przynajmniej w pewnym stopniu przybliżyć co dzieje się w głowie uwięzionego człowieka, rozpaczliwie walczącego o przeżycie. Wydawać by się mogło, że nie da się stworzyć ciekawego filmu, o kimś siedzącym przez pięć dni w dziurze. A jednak, Boyle udowodnił, że można, …ba, film taki może być nawet ciekawym widowiskiem.




Wśród nominowanych filmów znalazł się również „The fighter”, kolejna prawdziwa opowieść. Tym razem o bokserach, dwóch braciach, z których starszy odniósł niegdyś sukces by później stoczyć się na dno, oraz młodszym, który zawsze żył w cieniu brata, co z kolei okaże się przeszkodą do mistrzowskiego tytułu. Właściwie film oparty jest na dosyć prostej, schematycznej fabule, która w amerykańskim kinie wykorzystywana była już wielokrotnie. W ten szablon wstawiani już byli sportowcy wszelakich dyscyplin, tancerze, śpiewacy, pianiści, czy inni malarze, którzy pomimo talentu nie mogą odnieść sukcesu. Najczęściej przeszkodą jest ich pochodzenie, to, że wywodzą się z nizin społecznych, a ich największą zaleta jest prawość. Po ciężkiej pracy, podczas której zawsze jest chwila zwątpienia, nadchodzi finałowa walka (występ), w której trzeba zmierzyć się z z aroganckim przeciwnikiem, najlepszym z najlepszych. Nasz bohater od początku walki ma ogromne trudności, wydaje się, że przegra, ale nagle, dzięki nadludzkiemu wysiłkowi lub tylko jemu znanemu chwytowi (sztuczce), który przekazał mu jego mistrz (trener, ojciec…) zwycięża. Ale w tym filmie jest coś więcej. To nie świat uniemożliwia głównemu bohaterowi osiągnięcie sukcesu, to jego własna rodzina. Ogromna presja narzucona przez najbliższych, a nie przeciwnicy, będzie główną przeszkodą w zdobyciu mistrzowskiego pasa. Wspomnieć należy o świetnych kreacjach Marka Wahlberga i Christiana Bale. Zwłaszcza ten ostatni zasługuje na uwagę. W tak dobrej formie nie widziałem go od czasu „Mechanika”. „The fighter” z pewnością nie jest dziełem wybitnym, ale warto go zobaczyć.




A na koniec film, który nie szczególnie spodobał mi się kiedy go obejrzałem, ale z czasem jednak zacząłem się do niego przekonywać. Spośród nominowanych jest to jedyny, który można nazwać skandalicznym. Z pozoru mamy do czynienia ze zwyczajną, nudnawą obyczajówką. Mamy tutaj idealną rodzinką, dorastające dzieciaki nie sprawiają swym rodzicom żadnych kłopotów, córka jest prymuską, syn z kolei to świetny sportowiec. Ale zaraz, zaraz! Ta rodzina jest jakaś dziwna. Jak to możliwe, dzieciaki maja dwie mamy? Dzieciaki mają tylko mamy? Porzućmy jednak nasze uprzedzenia. Z pozoru poukładana rodzina zaczyna się kruszyć, kiedy dzieciaki postanawiają poznać swojego biologicznego ojca. Nagle wychodzą wszystkie skrywane dotąd problemy. To film przede wszystkim o relacjach międzyludzkich. O tym jak trudną sztuką jest żyć z drugim człowiekiem, ile tak naprawdę wymaga to pracy, w której nigdy nie można spocząć. Tylko otwartość na druga osobę, próba zrozumienia może zagwarantować nam sukces. Mam nadzieję, że tej siły nigdy mi nie zabraknie, że uda nam się z moją żonką przetrwać nie jedną burzę, że każdego wieczoru, przed zaśnięciem będziemy mogli powiedzieć sobie, że jesteśmy szczęśliwi.


I to wszystko jeśli chodzi o tegoroczne Oskary. Nie ważne kto wygra, przynajmniej nie dla mnie. Ważne jest natomiast by powstawało jak najwięcej dobrych filmów, takich, które dostarczą nam zabawy, ale skłonią również do zastanowienia się nad światem, czy nad własnym życiem.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s