Uwielbiam drzewa! Będąc dzieciakiem, jeśli to tylko było możliwe, wdrapywałem się na nie. Fascynuje mnie ich ogrom, ich spokój, godzinami mogę wpatrywać się w korony drzew, tworzące prawdziwe labirynty. Ich szum, furgotanie liści na wietrze, należą do najwspanialszych dźwięków, jakie dane jest nam odbierać. Uwielbiam siąść sobie pod dorodnym dębem czy bukiem, oprzeć się o jego ciepły pień, zamknąć oczy i wsłuchiwać się w śpiew drzew. Nic tak nie koi, nic tak nie uspakaja, jak las. Nawet pozbawione liści, drzewa nadal pozostają piękne.
Mam wśród nich kilkoro ulubieńców. Niestety, ostatnio straciłem jednego z moich drzewiastych przyjaciół. Jedna z grudniowych zawieruch wyrwała z ziemi topolę, z której ktoś kiedyś zrobił myśliwską ambonę, dzięki czemu, można było zasiąść wśród jej gałęzi.
Owa topola, była świadkiem wielu wspaniałych pikników, które tam urządzaliśmy. Cień drzew i odsłonięty widok od południa sprawiały, że można był tam wylegiwać się całymi godzinami na słoneczku, a kiedy robiło się zbyt gorąco, zawsze można było schować się w chłodnym cieniu, by chwilę od słońca odpocząć. Najpierw jednak zniszczono to miejsce wycinając pobliskie drzewa, które sprawiały, że mało kto tam docierał, a teraz wiatr powalił topolę. Już od dłuższego czasu próbujemy znaleźć nowe piknikowe miejsce, jak dotąd jednak bez powodzenia. A wiosna już coraz bliżej. Tylko drzewiastego przyjaciela żal.
A było tak cudownie