Myślę, że niejeden z nas zastanawiał się już, co by się stało, jakby w którymś momencie, nasze dzieje potoczyły się inaczej? Czasami lubię sobie „pogdybać”, bo niezwykle fascynujące jest dociekanie, co by się stało gdyby:
– Mieszko I przyjął chrzest z Bizancjum?
– Krzyżacy zostali definitywnie pokonani już w 1410 r.?
– Polska rozwinęła flotę i przystąpiła do rywalizację o kolonie?
– pierwsze powstanie wybuchło już w 1772 r. i zakończyło się sukcesem?
– we wrześniu 1939 r. odpieramy Niemców?
– powstanie warszawskie nigdy nie wybuchło?
To ostatnie pytanie, stało się punktem wyjścia dla Łukasza Orbitowskiego, w jego ostatniej książce „Widma”. U niego powstanie nie wybucha (Dlaczego? Myślę, że warto zajrzeć do książki.). Nie ma więc zagłady Warszawy, Kolumbowie nie oddają swojego młodego życia na ołtarzu ojczyzny. Ale skoro nie zginęli, muszą zmierzyć się z nową rzeczywistością. Polska i tak zostaje oddana Stalinowi, więc przechodzą oni piekło PRL-u. Zostają rozliczeni za swoją przynależność do Armii Krajowej. Szara codzienność, w której trzeba jakoś zadbać o środki do życia, zmieniać pieluchy, z miłością, która po latach niemal już wygasła, może sprawić, że wielki talent rdzewieje. Może się także okazać, że któryś spośród niedoszłych powstańców postanawia współpracować z władzą, staje się ważnym trybikiem machiny odpowiedzialnej za prześladowania dawnych akowców, osobą, która odpowiedzialna jest za cierpienia swoich dawnych towarzyszy.
A może po prostu historia jest tylko jedna. Nie istnieją żadne światy równoległe. I nawet, jeśli w wyniku jakiegoś przypadku, wypada ona ze swojego toru i tak musi nań powrócić. Po prostu, są rzeczy, które zdarzyć się muszą.
”Widma” nie są łatwą książką, ale na pewno wartą polecenia. Fantastyczne, a momentami wręcz surrealistyczne obrazy kreślone przez Orbitowskiego, zmuszają do myślenia i na długo pozostają w głowie.