Czasami rodzi się w nas potrzeba tworzenia. Jakaś moc, która sprawia, że za wszelką cenę chcemy siebie wyrazić. Pozostawić jakiś wyraźny ślad naszego istnienia. Pragniemy wygłosić nasz sprzeciw wobec otaczającej nas rzeczywistości, albo też zachwyt nad światem. Chcemy wynieść poza naszą duszę, wściekłość, żal, smutek, dumę, radość. Dlatego też piszemy, gramy, malujemy. Działalność artystyczna może przybierać przeróżne formy, ma być po prostu nasza, to co tworzę jest przecież częścią mnie, moje dzieło, to właśnie ja. Ale jeśli tak, to nie wiem, co sądzić o tych, którzy są autorami licznych bohomazów na murach kamienic, filarach mostów, czy wagonach kolejowych. Widząc te ohydne bazgroły czuje tylko odrazę wobec ich autorów. Ostatnio jednak grupa prymitywów, mażących po ścianach wzbiła się na wyżyny debilstwa, niszcząc niezwykły mural, który od 4 lat zdobił mur przy warszawskim PKiN. Wspaniała wizja, ukazująca Chopina grającego na uciekających mu klawiszach fortepianu, została zamazana zielonymi bazgrołami. Warszawa nie należy do najpiękniejszych miast Europy, ale w ostatnich latach, dzięki coraz liczniejszym muralom, zaczęła być ciekawa. Niestety, są jednak tacy, którzy uwielbiają żyć w syfie i kiedy im ktoś go niszczy, muszą ten syf sami stworzyć. Cóż, autorom tego happeningu mogę tylko pogratulować głębokiego życia wewnętrznego i niezwykłej wrażliwości, o umiejętnościach i talencie nie wspominając.