
Wczoraj mieliśmy ogromną przyjemność uczestniczyć we Wrocławskiej 3 Majówce. Świetna impreza i aż żałuję, że skusiliśmy się tylko na jeden dzień. Nie zdawałem sobie sprawy, że okolice Hali Stulecia, tak doskonale nadają się na tego typu imprezy.
Koncert Napalm Death to właściwie spełnienie marzeń. Muzyka, która miażdży, rozgniata, dzięki której można przeżyć prawdziwe katharsis. Wielki szacun dla kapeli, która gra już od prawie czterdziestu lat, a wrzeszczący Mark Greenway to prawdziwa torpeda, nie wiem skąd facet bierze tyle siły i jak to możliwe, że po tylu latach, jest jeszcze w stanie coś krzyczeć Myślę, że wkrótce nieco więcej napiszę o samym zespole i o tym jakie znaczenie ma dla mnie jego muzyka.


Z kolei koncert Nocnego Kochanka, to świetna zabawy. Wielu metalowych purystów oburza się na ten zespół, a mi się i tak podoba. Trzeba mieć dystans do siebie i tego co się kocha. Chłopaki świetnie grają, a dzięki łatwej do strawienia formie, może kilka innych osób sięgnie po płyty z tego gatunku.



Slade i Organka właściwie pominęliśmy, korzystając podczas ich koncertów z okolicznych punktów gastronomicznych, niezbyt dokładnie wsłuchując się w muzykę. A na koniec zagrał szwedzki Therion, czyli klasycy metalu symfonicznego. Ich muzyka pięknie rozbrzmiewała nad pergolą, stanowiąc wspaniałe zakończenie dnia pełnego pozytywnych wrażeń. I jedyną rzeczą, która podczas tej imprezy mocno mi przeszkadzała, to stado pijanych Januszów, wykrzykujących różne durne hasła. Z nimi akurat świetnie radził sobie wokalista Nocnego Kochanka.
Jeśli w przyszłym roku będę zastanawiał się jak spędzić majówkę, to jest jeden punkt, który warto już dziś sobie zaznaczyć, czyli 3 Majówka we Wrocławiu.

