
Truposze nie umierają
To kolejny film o zombie, który obejrzałem w ostatnim czasie. I kolejny, który dostarczył mi sporo przyjemności. No tak, ale to film Jima Jarmusha, więc nie ma co spodziewać się latającego po ekranie mięcha i wyskakujących nagle potworów. Truposze nie umierają został zjechany przez krytyków, słabo przyjęty przez widzów, a mi się podoba. Nie wiem, czy to wakacyjny nastrój, ale w ogóle nie przeszkadzało mi dość powolne, niemal ślimacze tępo filmu. W spokojnym, leniwym miasteczku, nawet zombie wczuwają się w atmosferę. Nie wiem, może zaczynam się starzec, bo z przyjemnością obejrzałem ten monotonny film o zombie
Misja Greyhound
To film dla tych, którzy lubią klasyczne kino wojenne, czyli takie w którym od razu wiadomo kto jest dobry a kto zły i komu należy kibicować. Misja Greyhound to film, który przedstawia epizod z czasów II wojny światowej, który jest najczęściej pomijany w książkach czy w kinie, czyli bitwę o Atlantyk. Pamięta jednak należy, że bez determinacji tysięcy marynarzy, którzy ryzykowali życie dostarczając zaopatrzenie ze Stanów do Europy, Alianci z pewnością nie wygraliby wojny. Wielką zaletą filmu jest to, że w 5 minucie zaczyna się akcja i trwa właściwie do końca. A jednocześnie nie mamy przesytu wybuchów, strzelanin i tego wszystkiego, bez czego kino wojenne nie mogłoby się obyć, a co z kolei nie pozwalałoby nam połapać się w tym co właściwie dzieje się na ekranie. Nie jest to tęż film, który stawiałby jakieś głębokie pytania, który pokazywałby okrucieństwo wojny i jej wpływ na psychikę, chociaż z drugiej strony nie gloryfikuje wojny. To po prostu porządne kino akcji, w realiach wojny na morzu.