
Szczepana Twardocha uważam za jednego z najlepszych pisarzy mojego pokolenia. Kiedy czytałem Króla i Królestwo byłem pod ogromnym wrażeniem świata wykreowanego przez Twardocha. Brutalnego i jednocześnie bardzo fascynującego. Gdy jednak usłyszałem, że powstaje serial oparty na Królu byłem dosyć sceptyczny. I w końcu nadszedł dzień, w którym postanowiłem zmierzyć się z tą produkcją. Z wielką ostrożnością sięgnąłem po pierwszy odcinek. Później był drugi, a przy trzecim zdałem sobie sprawę z tego, że mnie wciągnęło. Nie rozczarowała mnie serialowa wersja historii Jakuba Szapiro. Dawno już nie oglądałem polskiej produkcji, którą śledziłbym z takim zainteresowaniem. Świetnie dobrani aktorzy, dla mnie nie było tu słabych ról, chociaż Jakubik i Szyc zdominowali serial. A za Szycem nie przepadam, a tu taka miła niespodzianka. Żurawski też świetny i nawet boksu nauczył się dla roli. I kompletnie nie mogę zgodzić się z niektórymi recenzjami, w których czytam, że za mało brudu. Tak patrzę i jakoś nie widzę, żeby tam było sterylnie jak w produkcjach TVN. Bogaci mieszkają czysto i ładnie, no w końcu stać ich, biedni są poobdzierani, ulice szare i brzydkie, nic tylko przedwojenna Warszawa, może tylko statystów zbyt mało. No i rozczarowanie, że nie jest to polski Peaky Blinders. Ale zaraz! To zupełnie inna liga, a przede wszystkim inne pieniądze. Król to przede wszystkim świetna historia, a dzięki temu, że scenariusz współtworzył Twardoch, niezbyt odbiegająca od książkowego oryginału. Co najważniejsze, jest to serial dużo lepszy niż większość tego co można znaleźć na Netflixie. No i jeszcze informacja dla tych, którzy nie czytali obu książek, zakończenie jest ściśle związane z Królestwem, kto nie czytał niech zrobi to koniecznie, chociaż miło nie będzie.