
Krótko o… płytach cz. 34
Jack White – Entering Heaven Alive

Kiedy upał nie dawał żyć… przyszło przyjemne orzeźwienie w postaci muzyki wyczarowanej przez Jacka White’a. Entering Heaven Alive to druga płyta tego artysty wydana w ciągu ostatnich trzech miesięcy. Covidowy lockdown Jack wykorzystał do tego, aby odciąć się od muzyki. Budował meble czy coś podobnego, a po kilku miesiącach, kiedy umysł mu się wyczyścił, a w duszy nagromadziły się emocje, przystąpił do komponowania, czego efektem są oba albumy. Oba fantastyczne i odmienne stylistycznie. Jack White należy do tych artystów, którzy nie muszą przejmować się wierności gatunkom, on cały jest muzyką i większość fanów, w tym także ja kupuję wszystko, co tylko jego płodny i niesamowicie kreatywny umysł wymyśli. Fear Of The Dawn była płytą bardzo nowoczesną, z kolei Entering Heaven Alive to wręcz konserwatyzm muzyczny. I nie wiem, która z nich podoba mi się bardziej, niech będzie remis, obie są rewelacyjne i każda z nich z innego powodu, choć jeden genialny element, czyli Jack White łączy je obie. Strasznie spodobał mi się też pomysł, żeby ten drugi album kończył się utworek, który otwierał, pierwszy z nich. Dwa różne podejścia do jednego numeru. Super.
Na kilka dni przed premierą płyty Jack White zagrał fantastyczny koncert w Paryżu. To przeszło 150 minut niesamowitej muzyki i całość można obejrzeć w necie, co bardzo gorąco polecam.
Decapitation – Cancer Culture

Płytą, którą zdecydowanie mogę nazwać „płytą lata” jest Cancer Culture Decapitation, od której nie potrafię się oderwać. Decapitation to jeden z naszych najlepszych produktów eksportowych, czego dowodem jest ich ostatni krążek. Bardzo mnie cieszy, że chłopaki nie stoją w miejscu. Ich muzyka wciąż jest brutalna i ciężka, ale nie jest to już typowy, siermiężny death metal. No i strasznie podoba mi się brzmienie tej płyty. Metalowi puryści nieco kwiczą i jojczą na ten album, dla mnie to jednak kawał porządnie zagranej muzy, a bogactwo metalowej sceny jest tak ogromne, że jeśli komuś Cancer Culture nie leży, to z łatwością znajdzie coś, co bardziej odpowiadać będzie jego gustom. Ja tam z przyjemnością oddam się dźwiękom wykreowanym przez chłopaków z Decapitation.
Porcupine Tree – Closure / Continuation

Po trzynastu latach przerwy Porcupine Tree powrócili z nową muzyką. To zespół prawdziwych muzycznych osobowości, chociaż nieco żal, że zabrakło wśród nich basisty Colina Edwina. Muzyka jak zawsze niezwykle ciekawa, tu trzeba uważnie wsłuchać się w każdy jej fragment, aby wychwycić wszystkie niuanse i ukryte dźwiękowe perełki. Warto jeszcze wspomnieć o tym, że ukazanie się nowej płyty Porcupine Tree było całkowitym zaskoczeniem i małym muzycznym szokiem. Muzycy od lat zaprzeczali, że kiedykolwiek jeszcze coś pod tą marką powstanie, a w tajemnicy pracowali nad nowym materiałem. Wyszło wyśmienicie. Closure / Continuation to taka płyta, którą odpalić trzeba tak głośno, żeby nie docierało do nas nic innego, a wówczas przeniesie nas w zupełnie inną rzeczywistość. Gorąco polecam!
Wpadnij do mnie, tam jest sporo muzyki, recenzji, pewnie coś dla Siebie znajdziesz, nawet, jeśli nie słuchasz na co dzień takiej muzyki (jak ja). Miłego wieczoru.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Z przyjemnością. Mam dosyć pojemną muzyczną duszyczkę i jedynie disco polo nie jestem w stanie znieść. Pozdrawiam!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ja również nie znoszę disco polo. To nie jest mój styl.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Blood Mantra , Anticult , Nihility … Decapitaded rulezzz!!!
PolubieniePolubione przez 1 osoba