Ten wpis będzie ociekał słodkością, zachwytami nad stanem małżeńskim, miodem, będzie polany różowym lukrem, więc jeśli ktoś nie przepada za takimi kawałkami, nich sobie daruje czytanie. Mija właśnie pierwszy miesiąc naszego małżeństwa. Z pewnością jest to najbardziej niesamowity miesiąc jaki dane mi było do tej pory przeżyć (a mam już ich za sobą 387). Wszystko jest intensywniejsze, wspanialsze. Życie smakuje jak zimny Tokaj, w letni czerwcowy wieczór. Nasz związek wszedł na wyższy poziom. Bywa poważnie, ale jest także zabawnie, nawet bardzo zabawnie. Staliśmy się sobie znacznie bliżsi. Wcześniej myślałem, że to tylko papier, że nic to przecież nie zmienia, poza statusem formalnym. Okazało się jednak, że się myliłem. Nie wiem dlaczego, ale jest dużo, dużo lepiej. Czuję niezwykłe gorąco, tajemniczą siłę, która wybudza mnie z jesiennego letargu. I szkoda tylko, że niedługo po ślubie trzeba było wracać do pracy, że nie mieliśmy zbyt wiele czasu by nacieszyć się tylko sobą. Myślę, że nadrobimy to najpóźniej latem, kiedy będziemy już we własnym mieszkaniu. Miłość to rzecz najpiękniejsza, największa siła kierująca człowiekiem. Oby wokół nas było jej jak najwięcej. Kocham moją wspaniałą żonę i mam nadzieję, że ten euforyczny, miodowy stan potrwa jak najdłużej!!!
Miodowy miesiąc
