Muzyką w deszcz i nudę! cz. 2

W dalszym ciągu odkurzam moje stare płyty. Przy okazji odbywam podróż do przeszłości. Taki muzyczny wehikuł czasu. Zacznę teraz od płyty najważniejszej, „Roots” Sepultury. Ostatnia płyta brazylijskich mistrzów metalu w klasycznym składzie. Płyta, którą słuchałem chyba z tysiąc razy, i która jak dotąd mnie nie nudzi. Znam każda solówkę, każde uderzenie w bębny, i dalej nagrania te, coś we mnie ruszają. Akurat tak się złożył, że płyta ta wyszła tuż przed moją maturą i od tamtej pory nie wyszedłem z domu na żaden egzamin, nie wysłuchawszy wcześniej „Roots, bloody roots”. To coś jakby moja pieśń bojowa, taka pieśń mocy. I przyznać muszę, że ten kawałek zawsze przynosił mi szczęście. A co najważniejsze studził emocje, sprawiał, że udawało mi się panować nad nerwami i stresem. Ta pieśń naprawdę daje siłę:




i jeszcze wersja alternatywna, też daje moc, a do tego jest bardzo zabawna:




Przebieram wśród pudełek z płytami, Bob Marley, Janerka, Pudelsi i ooo…, Joy Division. Tylko dwa albumy, ale za to jakie. Smutne aż do bólu, po ich wysłuchaniu może już być tylko lepiej. Jeśli ktoś chciałby się wydołować nie znajdzie się nic lepszego.



Jak już jesteśmy przy Joy Division, to należało by wspomnieć o całej masie zespołów, które wyszły z brytyjskiej wytwórni 4 AD. Najważniejszymi dla mnie będą Bauhaus, Cocteau Twins, Clan of Xymox, czy odkrywający prawdziwą magię muzyki Dead Can Dance (zwłaszcza „Within the Realm of a Dying Sun”)






A teraz coś bardziej egzotycznego. Najpierw angielski punk, na ukraińską nutę, czyli The Ukrainians.



Coś jest w tych naszych, środkowoeuropejskich melodiach. Nostalgia, góry, step i puszcze, a to wszystko w punkrockowej oprawie. W ogóle mam spory sentyment do folkujących zespołów. Cieszą mnie Orkiestra pod wezwaniem św. Mikołaja, Kwartet Yorgi, czy Żywiołak



I płyta ostatnia. Było to dla mnie prawdziwe odkrycie Castle Party 1999, XIII Stoleti (płytka Ztraceni v Karpatech). Rock gotycki rodem z Czech, pełen tajemniczych opowieści o karpackich upiorach, duchach i wampirach. To prawdziwa podróż w mroczne zakamarki ludzkiej duszy, z czeskim przymrużeniem oka.







Przy dobrej muzyce kiepska pogoda nie straszna, a i nuda mniej dokucza. Muszę przyznać, że nawet się rozkręciłem. Nie ma to jak muzyczna terapia. To tylko skromny wycinek mojej starej kolekcji. Z każdą płyta związane są jakieś wspomnienia, każda w swoim czasie stanowiła istotny element mojego życia. Polecam każdemu odkurzenie swoich starych płyt. Może to być niezwykła, odświeżająca wycieczka w głąb siebie samego.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s