Rok 1991 w muzyce cz. 1

Zupełnie niedawno media dość hucznie obchodziły 20 rocznicę wydania płyty „Nevermind” Nirvany. Rozpisywały się o tym gazety, Kurt wraz z kolegami królowali w radiu, przeróżne mądre głowy rozpisywały się o tym, jakim przełomem dla rocka była ta płyta.  I wówczas nagle zdałem sobie sprawę z tego jak niesamowitym dla muzyki gitarowej był rok 1991.  Pojawiło się wówczas całe mnóstwo płyt, które wywarło swoje piętno nie tylko na muzykę, ale także takich, które w pewnym sensie stały się częścią mnie.  Nie wiem z czego to wynikało, bo dzisiaj trudno jest wymienić chociaż jedną dobrą płytę, która pojawiła się w ciągu ostatniego roku, a wówczas nastąpił prawdziwy wysyp genialnych albumów.

Zacznijmy więc od „Nevermind”. Moje pierwsze zetknięcie z Nirvaną to klip do „Smells Like Teen Spirit”, który zawładnął telewizją. Nie musiała to być stacja muzyczna, na ten teledysk można było trafić wszędzie. Co kilka minut, któraś z telewizji musiała go puścić. To było prawdziwe szaleństwo. Ta buntownicza, przepełniona frustracją, piosenka zawładnęła rozgłośniami radiowymi, była wszędzie, przez kilka miesięcy Nirvana rządziła światem. A sam utwór stał się czymś w rodzaju hymnu „generacji X”, zagubionego pokolenia, któremu nie podobała się teraźniejszość, które nie widziała dla siebie żadnej przyszłości. Najważniejsze jest jednak to, że dzięki tej płycie, przynajmniej na pewien czas, zapomniano o muzyce pop czy disco, a niepodzielne rządy objął rock. Nie byle jaki rock, żadne tam neobeatlesowskie, grzeczne smędzenie, w którym ładni chłopcy śpiewają ładne piosenki, do ładnych melodyjek. To była muzyka brudna, szczera, buntownicza. Niestety, sukces przyczynił się do jej upadku. Moda szybko mija, więc prędko media i wytwórnie płytowe, których jedynym celem istnienia jest zysk, o niej zapomniały. We mnie, muzyka tego okresu wznieciła ogień, który wciąż jeszcze nie wygasł.

Rok 1991 to nie tylko Nirvana. Nie można także zapominać o płycie „Ten” Pearl Jamu. To jeden z tych albumów, podczas słuchania których wiemy, że wszystko jest tam perfekcyjne, dobór utworów,  ich kolejność, każda solówka, czy uderzenie bębniarza. Pearl Jam nigdy później tego nie powtórzył. Na każdej kolejnej płycie, można było znaleźć przynajmniej kilka świetnych kawałków, ale żadna z nich nie tworzyła tak doskonałej całości jak „Ten”.


Kolejnym ważnym albumem, który swoją premierę miał w 1991 r., jest czarna płyta nagrana przez Metallicę. Krążek dzięki którem pożegnałem się z tym zespołem, zresztą, to ich ostatnia dobra płyta. Do dziś z chęcią po nią sięgam, ale… Dla mnie, zabrakło w niej tej siły, jaką można było odnaleźć chociażby na „Master of Muppets”.  Z drugiej jednak strony, bez niej wiele osób nigdy nie zainteresowałoby się mocniejszą muzą. I chociaż za to nie można o tej płycie zapominać. A to, co chłopaki zaczęli robić później… cóż, najważniejsze jest to, czego dokonali wcześniej. A tak przy okazji, ciekawe jest to, jakby potoczyła się kariera zespołu, gdyby nie śmierć Cliffa Burtona? Facet był muzycznym geniuszem, zabrakło mu jednak szczęścia.

To właściwie trzy najważniejsze płyty 1991 roku, ale są jeszcze inne, w niczym im nie ustępujące. To właśnie wówczas Guns N’ Roses wydali swój podwójny album „Use Yuor Illusion”. Straszliwie mnie wówczas ten zespół denerwował, a dzisiaj, kiedy słyszę którykolwiek kawałek z tej płyty, czuje bardzo przyjemne ciepło na serduchu. Podobnie mam z „Innuendo” Queenów, kiedyś nie mogłem ścierpieć tytułowego utworu, dziś uważam go za jeden z najlepszych w ich twórczości. W tym samym roku pojawiła się jeszcze „Blue Lines” nagrana przez Massive Attak, „Blood Sugar Sex Magik” Red Hot Chili Peppers, „Badmotorfinger” Soundgarden i „Out of Time” R. E. M. (który niestety ostatnio się rozwiązał). Ale to nie wszystko, tylko o tym następnym razem.


 



Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s