W ostatni czwartek w końcu wyruszyliśmy na wakacje. Nasz wybór padł na Kotlinę Jeleniogórską. Blisko do gór (Karkonosze i wiele innych), ruiny, pałace zamki, czyli jest co robić. Powitały nas dość niezwykłe okoliczności przyrody. Po naszym przybyciu zerwała się straszliwa burza. Widocznie zawsze tak hucznie witają tu turystów. Jak się okazało następnego dnia, ulewa i nawałnica były tak potężne, że pozrywało w okolicy kilka mostów. Na szczęście piątek był już słoneczny, chociaż pogoda okazała się dość zdradliwa. Krótka wycieczka po okolicznych wzgórzach zakończyła się zbyt mocną warstwą opalenizny. Wczorajsze przelotne deszcze nie sprzyjały wędrówką, co nadrobiliśmy dzisiaj. Znaleźliśmy wyjątkowo urokliwą traskę po Górach Kaczawskich. Niestety jak się okazało, nie cała zaplanowana przeze mnie trasa była aż tak wspaniała. Zejście z gór było dość nieprzyjemne, kamienie, błoto i brnięcie przez strumienie, a na finisz zostało nam czterokilometrowe podejście pod górę, asfaltową szosą, w pełnym słońcu. Jestem bardzo wdzięczny mojej żonce, że jakoś wytrzymała i nie rozszarpała mnie gdzieś po drodze, za błędne zaplanowanie dzisiejszej wyprawy. Jutro postaram się uważniej przestudiować mapę.
Nasza baza. Tu śpimy, stąd wyruszamy i tu wypoczywamy
Tak wyglądał początek, ulewa, burza…
…na szczęście pogoda się wyklarowała i w końcu można było ruszyć w góry (a to widok z naszego okna, tam daleko dostrzec można Śnieżkę)
Zmęczeni wędrowcy. Nawet Megi na dzisiaj ma dość.