Lato z…cz. 2 …muzyką

Czas wolny od pracy sprzyja temu, by w końcu nadrobić zaległości w lekturze, filmach, czy w muzyce. W końcu można delektować się tym, co powstaje dzięki pasji tworzenia. Wśród wszystkich naszych umiejętności, możliwość kreowania jest jedną z najwspanialszych. Spora ilość wolnego czasu sprawia, że można wówczas coś nowego odkryć, a czasami odnaleźć, coś, co się już wcześniej znało, ale jakoś zostało przez nas zapomniane, bądź też, do tej chwili, było z jakiś niejasnych powodów ignorowane. Tak właśnie, dzięki wakacyjnemu lenistwu, trzy lata temu odkryliśmy Boba Dylana, który wówczas stał się dla nas prawdziwym objawieniem. Poprzednie lato upłynęło nam w kołyszącym rytmie reggae. Natomiast ostatni miesiąc przeszedł pod znakiem jednej płyty „My Head Is an Animal” islandzkiego zespołu Of Monsters and Men.

Najdziwniejsze jest to, że ja tego typu rzeczy nie słucham. Nie wiem dlaczego, ale uwielbiam ten album. Te częste, chóralne „Hej!”. Kolejne przesłuchania (a było ich już naprawdę sporo) i jak dotąd, jeszcze mi się nie znudził, co jest tym dziwniejsze, że znajdujące się tam utwory są do siebie niemal bliźniaczo podobne. Coś jednak jest w tej muzyce. Jej pozytywne melodie, bardzo dobrze mnie nastrajają, odprężają, sprawiają, że coś we mnie zaczyna… tańczyć, a przecież ja za tańcem nie przepadam. A co tam, nie warto tracić czasu na rozpatrywanie tego, dlaczego ta płyta aż tak mi się podoba. Skoro mnie to zachwyciło,  po prostu należy się tym cieszyć, trzeba smakować, napawać się każdym dźwiękiem.




Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s