Coraz trudniej we współczesnej muzyce odnaleźć coś porywającego. Setki młodych kapel, właściwie nie ma nic do przekazania. Nie potrafią wyrazić swoich emocji, tak jakby byli ich kompletnie pozbawieni. Grają muzykę, która jest nieudolną kopią tego co robiono w latach 70 – tych i 80 –tych. Muzyka powinna być powiązana z czasem, w którym powstaje. Każde dzieło tworzone jest na skutek zderzenia emocji twórcy z jego umiejętnościami oraz otaczającą go rzeczywistością. Stąd właśnie wynikają różnice w twórczości w poszczególnych dziesięcioleciach. Od kilku lat Zachód pogrążony jest w głębokim kryzysie, finansowym, ideologicznym, społecznym. Taki stan zazwyczaj wywoływał kolejna muzyczną rewolucję. Co dziwne, tym razem nic takiego się nie wydarzyło. Współczesne „technolódki”, pokolenie centrów handlowych, traktują świat jak wielki hipermarket. Nie zamierzają go kreować, samodzielnie do czegoś dochodzić, oni chcą kupować. Czy to będzie ideologia, czy muzyka, chcą wybierać spośród gotowych towarów, co najwyżej mieszając ze sobą, dopasowywać je jak elementy stroju. Stąd muzyka ostatniego dziesięciolecia jest coraz nudniejsza, brak w niej oryginalności, życia. Słyszymy tylko o kolejnych nurtach naśladowczych typu post – beateles, – punk, czy inny new metal, a ostatnia rewolucja w muzyce miała miejsce na początku lat 90 – tych, był nią grunge. Od tamtej pory jest coraz bardziej jałowo. Do wyboru mamy kolejne sztuczne, plastikowe, twory, kreowane przez wielkie wytwórnie, albo tzw. alternatywę, czyli dziwacznych ludzi, którzy nie posiadają wielkich umiejętności i są w stanie tworzyć jedynie smutne, wtórne dźwięki, nie mając właściwie nic do powiedzenia
Na szczęście są jeszcze starzy wymiatacze, którzy wciąż pokazują młodym, na czym polega tworzenie muzyki. Kilka miesięcy temu zrobił to Dylan, wspaniałą płytą „Tempest”, całkiem niedawno udowodnił to z kolei Nick Cave. Ostatnio zaś podobnie uczynił David Bowie, rewelacyjną „The Next Day”. To podróż przez przeszło 40 lat jego twórczości, wciąż słychać nawiązania, ale nie jest to wędrówka sentymentalna, to nie jest żaden zbiór pod hasłem „the best…”. Brzmieniowo jest jak najbardziej współcześnie, mam wrażenie, jakby Bowie chciał pokazać wszystkim ewentualnym naśladowcą, że z oryginałem nie mają żadnych szans, nikt lepiej nie zagra Bowiego, niż sam Bowie, więc ci, którzy chcieliby od niego zrzynać, niech lepiej poświęcą się poszukiwaniu swojej własnej drogi, stworzeniu indywidualnego stylu.
Słuchając starych mistrzów z wytęsknieniem czekam na kolejną rewolucję w muzyce, na coś co mną wstrząśnie, poruszy, zainteresuje, a jednocześnie stanowić będzie głos czasu.