Wczoraj zrobiliśmy sobie wrocławski dzień ze sztuką. Na pierwszy ogień poszło Muzeum Sztuki Współczesnej. Już sama jego siedziba, chociaż tymczasowa, robi niesamowite wrażenie. Wielokrotnie mijając tę dziwaczną, betonową budowlę z czasów II wojny, myślałem by tam zajrzeć i w końcu mi się to udało.
Akurat znajduje się tam wystawa „Magazyn Luxus” poświęcona twórczości Grupy Luxus, która działała w lachach 1983 – 1995. Mocno alternatywna, dość kontrowersyjna, tworzywem dla nich mogło być wszystko, bardzo często były to kartony, przedmioty codziennego użytku oraz zwyczajne śmieci. Wydawali swoje własne pismo, malowali obrazy w psychodelicznych kolorach, tworzyli instalacje, ze wszystkiego, co udało im się znaleźć. Zgromadzone na wystawie prace mogą czasami drażnić, są często bardzo prymitywne, momentami kiczowate, stanowią one jednak doskonały komentarz do tego, co w Polsce wówczas się działo, do zmian jakim podlegało społeczeństwo. Ich działalność była jak najbardziej kontrkulturowa, funkcjonowali nie tylko poza oficjalną kulturą, ale stanowili także świetną odpowiedź na to, co się w niej pojawiało i co zadziwiające, często wciąż są aktualne. Tworzone przez nich prace były także odpowiedzią na siermiężną i powszechną szarość PRL-u. Czy mi się podobało? Chyba nie do końca jest to moja bajka. Czy warto było wystawę zobaczyć? Myślę, że tak, ta wystawa zmusza do myślenia, nie można być wobec niej obojętnym.
Po sztuce współczesnej przyszła kolej na klasyków. Tak się akurat składa, że w Muzeum Miejskie we Wrocławiu, znajduje się wystawa „Rodzina Brueghlów”. Zgromadzono na niej przeszło 100 dzieł flamandzkich mistrzów, które prezentują rozwój malarstwa w tej części Europy miedzy XVI a XVIII wiekiem. Znajdziemy tam obrazy o tematyce religijne, są również, tak charakterystyczne dla Flamandów sceny z życia wsi i miasteczek, cudowne kompozycje kwiatowe, pejzaże i liczne alegorie. Najważniejsze jest jednak to, że obcuje się z mistrzowskim kunsztem. Obrazy są wręcz doskonałe. Ich twórcy dysponowali niezwykłą techniką, byli także świetnymi obserwatorami. Od pierwszego obrazu czułem, że mam do czynienia z czymś naprawdę wielkim. To była prawdziwa uczta duchowa. Mój umysł nadal przetwarza obrazy, które wczoraj zarejestrował. A zachwyt nie przemija.
Wyjątkowość wrocławskiej wystawy polega także na tym, że większość prezentowanych na niej obrazów pochodzi z prywatnych kolekcji i niezwykle rzadko można je zobaczyć na żywo.
Na koniec zostało nam jeszcze współczesne malarstwo polskie, zgromadzone w Galerii Sztuki Platon. Kilaka obrazów bardzo mi się spodobało. Szkoda tylko, że zarobki nie pozwalają mi na nabycie któregokolwiek z nich. No, chyba, że wezmę mały kredycik.
Wizyta w tej galerii była wspaniałym podsumowaniem dnia. Czuję się nasycony, ale nie przesycony sztuką. Musimy to kiedyś powtórzyć i mam nadzieję, że nie będziemy na to długo czekać.