W kraju, w którym 60 % ludzi nie sięga po książkę ( w tym 34 % osób z wyższym wykształceniem), a zaledwie nieco ponad 11 % można uznać za zdeklarowanych czytelników (przeczytali przynajmniej siedem książek w ciągu roku), państwo próbuje wprowadzić regulacje, narzucające ich wysokie ceny. Wszystko za sprawą ustawy, która powstaje pod naciskiem lobby księgarskiego, wprowadzającej stałą cenę na nowe książki, która obowiązywałaby przez 18 miesięcy od jej ukazania się. W ten sposób zniknęłyby promocje prowadzone przez portale internetowe, które pozwalają kupić je znacznie taniej. Dodatkowo księgarze, próbują nakłonić ustawodawcę, do regulacji zakazujących sprzedaży podręczników w internecie. Za cenę ratowania księgarń, książka stanie się dobrem luksusowym. Sprzedaż spadnie, a księgarnie i tak, w końcu trzeba będzie zamknąć. Kiedy słyszę o podobnych pomysłach, w głowie zaczynają rodzić mi się teorie spiskowe. Zaczynam odnosić wrażenie, że ktoś robi wszystko, aby społeczeństwo było durne, bo głupcami jest łatwiej manipulować. W dzisiejszych czasach nie potrzeba palić książek, wystarczy narzucić ich wysoką cenę, a informacja i wiedza będzie dostępna dla nielicznych.