Muzyka:
Pod względem muzycznym 2013 rok znacznie ustępuje poprzedniemu. Mimo to, znalazło się kilka dobrych płyt. Szkoda tylko, że ich autorami są starzy wyjadacze i w mijającym roku nie pojawiło się nic nowego, co by mnie porwało.
Naprawdę świetne płyty w tym roku wydali Davi Bowie (The Next Day) i Nick Cave (Push The Sky Away), ale naprawdę niesamowitą płytą była „Hesitation Marks” Nine Inch Nails, od trzech miesięcy nie potrafię się od niej oderwać. Najlepsza rzecz Trenta Reznora od czasu „The Fragile”. Z polskiej muzyki powaliła mnie płyta koncertowa Lao Che. Kilka wręcz genialnych interpretacji, kawałków, które przecież tak dobrze znam.
Do płyt, które sprawiły mi przyjemność, zaliczyć także można „Lighting Bolt” Pearl Jamu, „Savages” w wykonaniu Soulfly oraz „Matka, Dyn, Bóg”, Waglewskich, dzięki której, na której ojciec Waglewski wraz z synami udowadnia, że w tym kraju nie ma dla nich żadnej konkurencji.
Specjalnego Paździerza chciałbym przyznać tym wszystkim, którzy stali za wynalazkiem o nazwie e-papier. Jakoś nie potrafię sobie już wyobrazić życia bez mojego czytnika. Spośród masy gadżetów, które nas otaczają, ten został wymyślony właśnie dla mnie.
Na koniec jeszcze kilka rozczarowań, czyli Anty-Paździerze:
Jednym z największych rozczarowań był ostatni sezon „Dextera” z fatalnym zakończeniem. Jeden z moich ulubionych seriali został kompletnie zniszczony.
Do porażek 2013 r. zaliczyć także ostatnie płyty zespołów Strachy Na Lachy i Hunter. Oba zespoły wydały niezbyt poskładane płyty, nie mając dobrego materiału, pomysłu, bardzo się męczyłem słuchając tych albumów.
Najgorszą książką, jaką przyszło mi czytać w tym roku była „Pod Kopułą” Stephana Kinga. To była prawdziwa tortura, grube tomisko, z którego po wyrzuceniu rzeczy zbędnych pozostała by w miarę sensowna nowela.
Mam nadzieję, że rok 2014, będzie obfitował w udane, porywające moje serducho płyty, zmuszające do pracy zwoje mózgowe książki oraz pobudzające filmy.