
O 6 rano coś wyrwało mnie ze snu. Wyprowadziłem psa, szybko coś zjadłem i korzystając z tego, że słońce nie świeci zbyt mocno, wsiadłem na rower, aby ruszyć do lasu. Niezwykły impuls, pognał mnie na bardzo przyjemną wyprawę. To niesamowite jak rano pięknie pachnie las. A świadomość tego, że jest się tam jedynym człowiekiem, zwiększa tylko ekscytacje. Wystarczy zatrzymać się na chwilę usiąść i wsłuchać się w las, który już po krótkiej chwili przestaje się nami przejmować i wybucha całą mocą życia. Zewsząd słychać ptaki, wspaniale szumią drzewa, a rój owadów kompletnie nic sobie nie robi z naszej obecności. Czasami spośród drzew na chwilę wyjdzie zając lub zagubiona sarna. To niepowtarzalne i bardzo budujące doświadczenie, które może dostarczyć potężnej dawki niespożytej siły.














A ten dziwaczny stworek poniżej, to moja dzisiejsza traska. W sumie 45,6 km, nieźle jak na początek dnia 😊
