Jedną z cech naszego gatunku jest to, że jesteśmy zdolni do największych podłości. Zło tkwi w każdym z nas i wystarczą odpowiednie warunki, jeden impuls, by nami zawładnęło. Ludzie mordują, niszczą innych, oszukują, są w stanie zrobić wszystko, jeśli tylko będą mieć z tego korzyść.
Właśnie obejrzałem ostatni odcinek serialu „Breaking Bad”, którego twórcy zrobili coś na kształt symulacji, przemiany zwykłego, wręcz nudnego faceta w potwora. Wszystko zaczęło się od tego, że główny bohater Walter White, nauczyciel chemii, dowiaduje się, że ma raka z niewielką szansą na przeżycie. By zapewnić byt swojej rodzinie, postanawia, wykorzystać swoją wiedzę i „gotować” metaamfetaminę. Prosty plan okaże się nie tak znowu łatwy w realizacji. By osiągnąć zakładany cel, Pan White, będzie musiał złamać kolejne ograniczenia prawne, moralne, ludzkie. Wystawiany na kolejne próby i pokusy ulegnie ogromnej przemianie, niszcząc wszystkich i wszystko, co znajdzie się w pobliżu.
„Breaking Bad” to z pewnością jeden z najlepszych seriali, jakie miałem przyjemność oglądać. Świetnie zrealizowany, niesamowicie wciągający. Jego ogromną zaletą jest to, że został bardzo dobrze zagrany. Poszczególne postacie zostały dokładnie i przekonywująco zbudowane. Nie było tam źle dobranych aktorów. Sezon 4 był wręcz genialny. Mój entuzjazm został nieco schłodzony ostatnim sezonem. Na siłę rozciągnięty, momentami wręcz nudny. Gdyby skrócić go o kilka odcinków, całości wyszłoby to na dobre. Na szczęście w połowie serii doszło do przełomu i wówczas oglądało się z zapartym tchem, aż do wielkiego finału, który z pewnością nie rozczarowuje, a co najważniejsze nie pozwala już kontynuować serialu, co mogłoby mu tylko zaszkodzić.
Zło tkwi w każdym z nas i dobrze by było, żeby pozostało głęboko schowane.