Muzyka
Rok 2014 jeśli chodzi o muzykę był dla mnie bardzo ciekawy, a to za sprawą dwóch rzeczy. Po pierwsze dzięki portalowi Deezer, za pośrednictwem, którego mogłem posłuchać przeszło 170 nowych płyt. Równie ważna była także wymiana sprzętu grającego, co umożliwiło mi poznać nawet stare albumy, z zupełnie innej, jeszcze lepszej strony.
Moim największym odkryciem muzycznym 2014 roku jest niemiecki zespół Van Canto. Metal a capella to pomysł może i ryzykowny, ale jednocześnie także genialny. Przynajmniej genialnie brzmi to w wykonaniu tej formacji. I chociaż ich płyty to zbiory coverów, ale niejednokrotnie brzmią one lepiej, a przynajmniej ciekawiej niż oryginały.
Nie zawiedli starzy wyjadacze. Naprawdę świetną płytę wydał Bruce Springsteen „High Hopes” to dowód na to, że muzyka rockowa jest jak dobra whisky, czas dodaje jej tylko szlachetności i smaku. Podobnie jest z najnowszą płytą AC/DC („Rock or Bust”), która pokazuje, że są na tym świecie rzeczy stałe, które nigdy się zmieniają i niech już tak pozostanie.
Świetną płytę wydał także nasz Vader, który krążkiem „Tibi Et Igni”, potwierdził swoją przynależność do pierwszej ligi death metalowego grania. No i nie mogę zapominać o niedawno wydanej „Pandemonium” Cavalera Conspiracy, która pokazuje ogromna siłę braterskiego grania.
Inne płyty, które zwróciły moją uwagę w 2014 roku na Diabolus In Musica
Paździerze specjalne
Specjalny Paździerz należy się z pewnością niesporczakowi. Niewielkiemu stworzonku, o którym pisałem nie tak dawno, a z którego istnienia nawet nie zdawałem sobie sprawy. To prawdziwy majstersztyk ewolucji. Za siłę, niezwykłe właściwości, za to, że wodny miś w ogóle istnieje.
Paździerz także dla ludzi, dzięki którym funkcjonują nyskie forty. Już od jakiegoś czasu szykuję się do dłuższego wpisu na ten temat, ale puki co tylko kilka słów pochwały. Determinacja i pomysłowość tych kilku fascynatów, którzy poświęcają swój czas, aby krzewić wiedzę o przeszłości, sprawiła, że stare fortyfikacja powoli zaczynają ożywać. Na szczęście podobnych inicjatyw w naszym kraju jest coraz więcej, a pamiętać przecież należy, że mamy się czym chwalić.
No i na koniec wyróżnienie całkiem świeże, bo dotyczy planszowej gry „Wiedźmin”. W necie wiele osób mocno krytykuje ten pomysł, a przynajmniej jego realizację, mi z kolei gra ta dostarczyła wiele godzin świetnej zabawy podczas niedawnych świąt, no i skłoniła aby powrócić do wersji cyfrowej gry. Już nie mogę doczekać się jej trzeciej odsłony, której premiera została niestety ponownie przesunięta o kolejne trzy miesiące.
Antypaździerz
A na koniec rozczarowanie roku. Rzeczy beznadziejnych było wiele, ale jest jedna, którą mógłbym nazwać największym rozczarowaniem 2014. Jest to zamknięcie serialu „Jak poznałem waszą matkę”. Sezon 9 jednego z moich ulubionych seriali komediowych jest nawet gorszy od ostatniej serii „Przyjaciół” , która była wyjątkowo kiepska. Na 24 odcinki składające się na ten sezon, nie więcej niż dwa były znośne. Pojawiło się w tym czasie może kilkanaście śmiesznych gagów, a poza tym nuda i żenada. No i to zakończenie, Ted Mozby to fujara! W Ameryce nad takimi produkcjami pracuje cały sztab specjalistów, więc tym bardziej trudno jest mi zrozumieć, jak można było aż tak zepsuć serial. Zwłaszcza, że przez osiem lat (a przynajmniej 7), wychodziło to świetnie. Jeśli kiedykolwiek wrócę do tego serialu, a pewnie tak będzie, ominę sezon finałowy, bo odpowiednie zakończenie to prawdziwa sztuka.
Mam nadzieję, że rok 2015 będzie przynajmniej tak samo ciekawy jak ten, który właśnie się kończy. Szykuje się kilka ciekawych serialowych kontynuacji, a i książek kilka wciąż nie przeczytanych na mnie czeka.