Wczoraj postanowiliśmy z Żonką zrobić sobie dzień czeski. Inspiracja przyszła wraz z informacją o tym, że jedna z opolskich restauracji („4Bas”), w tym tygodniu, będzie oferowała potrawy naszych południowych sąsiadów, przygotowane przez czeskiego kucharza. Knedel, który zamówiliśmy rewelacyjny nie był (najprawdopodobniej z mrożonego gotowca), za to sos podany do niego był całkiem, całkiem. Po sytym obiedzie przyszedł czas na piwko, a wśród złocistych napojów, te czeskie są prawdziwie królewskie. Przyjemnie było tak sobie posiedzieć, słuchając czeskiego rocka, dyskutując i popijając chłodne piwo o gęstej pianie i wyrazistym smaku. Poczułem się niemal tak jak by to było lato, a my znów znajdujemy się w Pradze…
Rozmarzyłem się. Mam nadzieję, że w przyszłości częściej uda nam się zorganizować taki „czeski dzień” – popołudnie, podczas którego, przynajmniej na kilka godzin oderwiemy się od szarej rzeczywistości.