Paździerze 2012 cz.2

Filmy, te fabularne jak i seriale, stanowią dla mnie przede wszystkim rozrywkę. W ciągu roku pochłaniam ich taka masę, że trudno by mi było je wszystkie wymienić. Zlewają się w jedną masę, tak, iż w głowie mam tylko bezładny mix obrazów. Nie tworzą żadnej sensownej fabuły, nie potrafiłbym ich przypisać do odpowiedniego tytułu, jest tego zdecydowanie zbyt wiele. Ale czasami zdarza się coś wyjątkowego, coś, co przeżywam przez kolejne tygodnie, a czasami i miesiące po obejrzeniu. Takim filmem jest z pewnością „Planeta Małp”, o której zresztą już wcześniej pisałem. Późno obejrzany i doceniony, film wciąż robiący ogromne wrażenie, pomimo tego, że upłynęło przeszło czterdzieści lat od jego powstania. Niestety, później powstały kolejne części, które całkowicie zepsuły pierwotne założenie i dziś filmy te kojarzą się głównie, jako kiepskie S-F, co w stosunku do pierwowzoru jest dość niesprawiedliwe. Żaden film obejrzany w tym roku nie utkwił we mnie tak głęboko.

Kolejnym ważnym filmem obejrzanym w mijającym, 2012 r., jest dokument „Śmietnisko”. To opowieść o brazylijskim artyście Vikim Muni, którego specjalnością jest budowanie reprodukcji znanych dzieł, z materiałów niemalarskich. Artysta ten, który osiągnął spory sukces w Stanach, postanowił powrócić do rodzinnej Brazylii i wraz ze zbieraczami śmieć na ogromnym śmietnisku w Rio de Janeiro zaczyna budować, z tego, co znajduje się w tym miejscu, ogromne reprodukcje, cenionych obrazów. „Śmietnisko” to opowieść o sztuce, ale to przede wszystkim historia brazylijskiej biedoty. To kronika życia slumsów wielkiej metropolii. To również film o sile sztuki, o tym jak może ona wpłynąć na życie zwykłych ludzi, zainspirować do tego by walczyć o odmianę własnego życia. To pozytywny przykład na to, że warto walczyć, że nawet w totalnej beznadziei istnieje szansa na to, że los można odmienić. Vikim Muni, to przykład artysty zaangażowanego, który pomimo komercyjnego sukcesu, stara się zmieniać świat, a w projekcie „Śmietnisko” mu się to udaje.


Od pewnego już czasu seriale (oczywiście nie wszystkie), okazują się bardziej wartościowe, ciekawsze i oryginalniejsze od filmów fabularnych. Do moich ulubionych należy „Dexter”. W świecie pełnym psychopatów, aż marzy się o tym, by istniał taki, który zajmuje się „pozbywaniem” pozostałych. Sądziłem, że „Dexter” powinien zakończyć się na sezonie 4. Okazuje się, że nad tym serialem pracują prawdziwi fachowcy, po średnim 5 sezonie, stworzyli naprawdę świetną serię szóstą. Nie dość, że kolejne odcinki przez cały czas trzymały w ogromnym napięciu, to jeszcze ostatni odcinek sprawił, że z niecierpliwością czekam, aż będę mógł obejrzeć ciąg dalszy perypetii specjalisty od krwi pracującego w Departamencie Policji Majami. Na szczęści już jest kolejny sezon, więc wkrótce moja ciekawość zostanie zaspokojona.

Wśród seriali na uwagę z pewnością zasługują jeszcze „Alfred Hitchcock przedstawia” oraz brytyjski „Sherlock”, ale o nich już pisałem.


Muszę przyznać jeszcze „Paździerza” specjalnego dla programu „Tygodnik Kulturalny” w TVP Kultura, który stał się bardzo ważnym punktem naszego niedzielnego popołudnia. Po kilka filmów, książek i płyt sięgnąłem właśnie dzięki temu programowi i jakoś trudno mi już wyobrazić sobie koniec tygodnia, bez podsumowania kulturalnego.

 

Na koniec została mi chyba najtrudniejsza kategoria – muzyka. Najtrudniejsza, dlatego, że w tym roku ukazało się tak wiele dobrych płyt, że trudno jest wskazać tych kilka najlepszych. W 2012 roku przecież powrócił zespół Dead Can Dance, bardzo dobre płyty wydali Voo Voo, Korpiklani, Fear Factory i Soulfly, więc jak tu dokonać wyboru. Już na samym początku roku odkryłem muzykę, która mnie powaliła, to Roberto Delira & Kompany z niewielką płytką „Zabobon”, na której udowodniono, że punk i folk, kiedy się je połączy i odpowiednio zaaranżuje, może mieć siłę rażenia przynajmniej kilku ton dynamitu. Zresztą ten sam człowiek, Robert Jaworski odpowiedzialny był za jeszcze jedną płytę, która bardzo często rozbrzmiewała w moim domu w 2012 roku. Chodzi mi „Totalną wiochę” Żywiołaka. Kapelka ta pokazała, że nie zamierza zamykać się jedynie w kręgu duchów i stworów słowiański i potrafi doskonale odnaleźć się także i w innej tematyce.


Jedną z najważniejszych płyt tego roku jest z pewnością „Tempest” Boba Dylana. Pokazał on prawdziwe mistrzostwo, o którym młodsi mogą tylko pomarzyć. Doskonałe kompozycje, świetne teksty, Dylan pozostaje jednym z najgenialniejszych muzyków w historii rocka.

Na szczęście pojawiają się dużo młodsi następcy. Jednym z nich bez wątpienia jest Jack White, który wydał w tym roku naprawdę świetny album „Blunderbuss”. Płyta ta królowała przez kilka miesięcy, a i tak wciąż wydaje mi się bardzo świeża. White jest obecnie jednym z najlepszych gitarzystów i z pewnością jeszcze nieraz namiesza na rockowej scenie.

Nie mogę zapominać o jeszcze jednej płycie, którą pomimo ciągłego słuchania, jakoś do tej pory mi się nie znudziła „My Head Is an Animal” islandzkiej kapeli Of Monsters and Men. Nie mam pojęcia dlaczego ta płyta, aż tak mi się podoba i nie będę tego dociekał.

A na koniec jeszcze dwa Paździerze, które należą się polskim twórcą. Ogromnym zaskoczeniem była dla mnie płyta „Old is gold” nagrana przez T.Love. Nie spodziewałem się, że Muniek i koledzy są w stanie stworzyć coś tak poruszającego. Wystarczyło powrócić do korzeni rocka, bez żadnych udziwnień. Perkusja, gitary i wokal, w zupełności wystarczą, kiedy ma się coś do powiedzenia. T.Love stworzyli jedną z najlepszych płyt w historii rodzimego rock’n rolla, więc teraz została im już tylko emerytura. Mam jednak nadzieję, że album ten to dopiero początek i T.Love jeszcze niejednokrotnie nas zaskoczy.


Drugą zaś płytą, zasługującą na szczególną uwagę jest „Królestwo” zespołu Hunter. Energetyczne, świetnie skomponowane utwory z niezłymi tekstami, mocna i poruszająca, aż chciałoby się usłyszeć to wszystko na żywo. Kto wie, jeśli nadarzy się okazja, to może w 2013 roku skonfrontuje się odczucia jakie „Królestwo” we mnie wzburzyło na jakimś koncercie.

 

A jaki będzie ten nowy, 2013 rok? Wróżką nie jestem i trudno mi cokolwiek przewidywać, ale mam nadzieję, że przynajmniej tak dobry jak ten, który właśnie się kończy. Mam kilka planów, sporo jest jeszcze rzeczy powstałych w przeciągu ostatnich dwunastu miesięcy, z którymi dotąd nie dane mi było się zapoznać. Z pewnością pojawi się także jakaś niespodzianka, odkrycie, coś, co  mnie powali, zachwyci i tego właśnie sobie i wszystkim, którzy czytają mój blog życzę.



Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s